piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 13

Zapatrzona w blondyna wychodząc z pokoju wpadłam a kogoś wyższego ode mnie. Miał bardzo ładny zapach, lecz szybko się odsunęłam, było mi głupio.
-Przepraszam nie chciałam na ciebie wpaść -podniosłam wzrok i natrafiłam na spojrzenie niebieskich oczu.
-Co tu robiłaś ?
-Odprowadzałam chłopca, nie chciałam na ciebie wpaść-jak gdyby nigdy nic ominą mnie i zamkną za sobą drzwi. Westchnęłam głośno i szybko powędrowałam do chłopaka który już trochę czekał na mnie. W ciszy wsiadłam do samochodu i z piskiem opon ruszyliśmy w stronę naszego domu.

Bastian
Spojrzałem niechętnie na mego brata. Zawsze miał mi dużo do zarzucenia, bo sam się nie potrafił bawić życiem.
-Przecież ci mówiłem byś zostawił te dziewczyny -niebieskooki spoglądał co raz to w okno.
-Wyluzuj, nawet nie wiem o co ci chodzi, przecież nic im nie robię, poza tym z tej starszej w ogóle nie da się czytać, za to młodsza jest jak otwarta księga -Aleks nawet na mnie nie spojrzał, co bardzo mnie irytowało. Lubie być w centrum uwagi gdy mówię.
-Po prostu je zostaw, po twoim czytaniu w otwartej księdze dziewczyna ledwo stała na nogach -mrukną jeszcze coś pod nosem niesłyszalnie, po czym skierował się do wyjścia z pokoju. -Jutro wychodzisz stąd i nigdy nie wrócisz, masz całą noc by zebrać swoje głupie zabawki.
-Chcesz mnie od niej zabrać ! Znowu jak ktoś mi się spodoba niszczysz to ! Nigdzie nie wyjadę chce tu zostać, nie będziesz mi mówił co mam robić ! -nie wiedząc nawet o tym rozbeczałem się, żal mi było zaczynać wszystko od nowa. Znowu od nowa. Mieliśmy tu ładne wynajęte mieszkanie, poznałem fajną dziewczynę, lubiłem to miasto, ale on chciał znowu wszystko zniszczyć.
-Nie pomogę ci, radź sobie sam w takim razie, ale masz zniknąć z tego szpitala -po tych słowach znikną.

Alicja
Domowa pustka mnie przerażała, pokochałam widok wujostwa pełzającego bezradnie po domu. Karolina nie rozmawiała ze mną dużo, z nikim nie rozmawiała, z nikim się nie spotykała. Siedziała w tym swoim pokoju zamknięta i czasem coś do mnie mruknęła. Co tylko pogłębiało domową pustkę. Najwyraźniej nie byłam jej do niczego potrzebna. Wigilia nastała szybciej niż można było se pomyśleć. Niestety spędziłyśmy ją same, a raczej ja oddzielnie a ona oddzielnie w swoim zakątku. Z dnia na dzień czułam jak oddalamy się od siebie, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić. Nigdy nie umiałam się o kogoś zatroszczyć miałam od tego mamę, do niedawna ciotkę. Byłam sama ze swoimi treningami w piwnicy, ale to przepadło, moje wcześniejsze życie przepadło. Nie umiałam se poradzić z nową sobą, która do tej pory chowała się głęboko w środku, ale życie to życie, trzeba iść dalej.
Weszłam po cichutku po krętych schodach biegnących w górę, drzwi były uchylone. Podchodziłam coraz to bliżej i ku swemu zaskoczeniu usłyszałam rozmowę dwójki osób. Chłopaka i dziewczyny. Powoli otworzyłam bezdźwięczne drzwi, a moja siostra wraz ze swoim towarzyszem siedzieli przytuleni w ciemnym pokoju oświetlanym tylko światłem z laptopa. Stałam wryta jak słup gdy w końcu zorientowałam się, że to ten różowooki ze szpitala.
-Co ty tu robisz ?! -krzyknęłam, aż ta dwójka podskoczyła. Oboje mieli bardzo zdziwione miny.
-Nie słyszałeś jej ? -Karolina zapytała tak jakby mnie nie było, ten w odpowiedzi wzruszył ramionami.
-Ja tu jestem i pytam się co tu robisz ? -mówiłam już znacznie spokojniej, wciąż nic nie mówił tylko wstał i podszedł do mnie. Patrzyłam prosto w jego różowe oczy, był niższy ode mnie o kilka centymetrów.
-Nie przedstawiłem się, Bastian. Wpadłem odwiedzić Karolinę -jego oczy aż błyszczały z ciekawości odbijając światło z korytarza.
-Kiedy ? -nie mógł tu wejść przez drzwi, cały czas byłam na dole, słyszała bym.
-Jakieś dwie godziny temu -bez namysłu odpowiedział.
-Nie kłam... Masz stąd wyjść ! Już ! -wskazałam palcem drzwi, ten spojrzał przez ramie na dziewczynę siedzącą przy ścianie. Bez szmeru wyszedł a ja za nim, dokładnie zamknęłam drzwi przez okno patrząc jeszcze jak odchodzi.
Po raz drugi wpadłam do siostry pokoju.
-Ile on już tu siedzi !? -patrzyła na mnie, ale nic się nie odzywała -no mów !
-Nic nie muszę ci mówić -nagle się roześmiała -jesteś bezużyteczna, bez ciotki i wujka nie dajesz sobie rady ! Nie ma z ciebie pożytku, dała bym sobie doskonale rady sama, nie potrzebuje kogoś kto będzie mówił mi co mam robić ! Mama też by nie była z ciebie zadowolona, nasi rodzice nie byli by z ciebie dumni tak jak ze mnie, było im żal, powinnaś radzić sobie sama z problemami, ale ty tylko je stwarzałaś -nie rozumiałam kiedy ona się tak zmieniła, co takiego zrobiłam źle. Wyszłam z jej pokoju zamykając za sobą drzwi. Powinnam z nią rozmawiać, powinnam zrobić wszystko byśmy czuły się razem dobrze a nie zrobiłam nic.
Niebawem po całym zdarzeniu wyszłam z domu. Idąc nie oświetloną ulicą czułam tylko jak łzy spływają m po policzkach. Nie umiałam sama poradzić sobie z sytuacją, byłam słaba. Wzrok wlepiony w chodnik i nagle ponownie na kogoś wpadam. Dotykowy telefon ląduje na ziemi, a ja mam małą chwilkę by wymyślić co powiedzieć.

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 12

Powoli opróżniałam swój kubek krzywiąc się i co raz spoglądając na siostrę już znacznie weselszą. Do kawiarni wszedł wysoki brunet o jasnych niebieskich oczach. Czarne trampki, luźne niebieskie rurki, ciemna koszulka a na niej jasna niebieska bluza. Myślałam, że zaraz wypluje to cholerstwo z buzi gdy jeszcze raz przyjrzałam się jego ślicznej twarzy. Kruczoczarna grzywka opadała na oczy, a reszta włosów w nieładzie trzymała się głowy. Zdejmą z uszu słuchawki i powiesił na szyję. Spojrzał na chłopca, a potem przez krótką chwilę na mnie.
-Bastian wracaj do pokoju. -odezwał się nagle swoim melodyjnym głosem, różowooki pożegnał się ze swoją rozmówczynią i szybko poszedł we wskazane miejsce. Brunet jeszcze rzucił na mnie swoje krótkie spojrzenie po czym się oddalił. Czułam się dziwnie kiedy tak na mnie spoglądał. Miał w sobie coś co przyciągało. Przez jeszcze długą chwilę patrzałam w pustą przestrzeń przez którą chłopak niedawno wyszedł.
-Alicja, jestem zmęczona, możemy iść ?- po tych słowach przeniosłam spojrzenie na siostrę i wyglądała naprawdę okropnie, ledwo na nogach się trzymała. Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia ze szpitala. Wyglądała jakby zaraz miała paść a mimo tego się cieszyła. Wychodząc jeszcze przy wyjściu spotkałam niebieskookiego, jego zimne spojrzenie przez dłuższą chwilę zatrzymało się na mnie a potem na mojej towarzyszce, którą już z trudem ciągnełam. Po wyjściu czułam się dziwnie, chciałam jeszcze na niego popatrzeć. Strasznie dziwne uczucie. Zatrzymałam się nie wiedząc co dalej zrobić, gdy z zamyśleń wyrwał mnie już znajomy głos.
-Podwieźć panie ? -odwróciłam się gwałtownie, to był tylko Dylan który już trzymał Karolinę na rękach. Szeroko się uśmiechną, a ja odwzajemniłam uśmiech.
-Skąd się tu wziąłeś ? -jego uśmiech zbladł, nie wiedziałam o co chodzi.
-Podwoziłem tu kogoś, choć szybko do samochodu -to zdziwiło mnie jeszcze bardziej.
-Idź weź ją zanieś ja zapomniałam czegoś -pośpiesznie ruszyłam w stronę szpitala, a przed nim stał on i przyglądał się mojemu przyjacielowi. Minęłam go jak gdyby nigdy nic, potem ruszyłam biegiem przez zielone korytarze, aż do pokoju z dwoma łóżkami gdzie leżały osoby spokrewnione ze mną. Przy ich łóżku stał już znajomy mi chłopak o dziwnych oczach, a w rękach trzymał moją torbę którą tu zostawiłam.
-Wiesz, że oni umierają ? -jego słowa mnie wprawiły w bez ruch, nie chciałam znowu kogoś tracić. Spojrzenie wbijało mnie w ziemie. Nawet nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, po chwili jego wyraz twarzy był znów przyjazny, jakby był drugim sobą. -Proszę bardzo chyba coś zostawiłaś ! -podał mi torbę, słodko się uśmiechając. Przykucnęłam przed nim, wzięłam swoją rzecz i spojrzałam mu głęboko w oczy. Teraz to ja byłam mała dla niego.
-Są naprawdę śliczne, dlaczego powiedziałeś że umierają ? -chciał dotknąć ręką mojego policzka kiedy czyjś głos go zatrzymał.
-Nie dotykaj jej -uśmiechnęłam się do siebie rozpoznając głos, złapałam rękę chłopca.
-Pokażesz mi gdzie twoje łóżko ? -uśmiechną się, zaraz ciągnąc mnie za sobą, wychodząc z ponurego pomieszczenia rzuciłam jeszcze złowieszcze spojrzenie Dylanowi.
-Nie masz pojęcia co robisz -krzykną za mną -ja nie będę miał jak ci pomóc -nie rozumiałam go czasami w ogóle.
-Nie potrzebuje pomocy -po czym zaraz zniknęłam mu z oczu.
W jego pokoju stało tylko jedne łóżko, a pokój był cały biały, na podłodze było sporo książek, a para krzeseł na której powinni być bliskie ci osoby były zupełnie puste.
-Jesteś tu sam ? -zapytałam nie myśląc.
-Nie, z bratem, często mi coś karze, ale i tak bardzo go kocham -powoli ogarniał książki z przejścia.
-Takie już jest starsze rodzeństwo -podeszłam do okna, uważają by nie rozwalić stosików książek. Znajdowałam się na drugim piętrze, gdzie z tego widoku doskonale widziałam samochód na którym opierał się wściekły Dylan.
-Ten chłopak jest inny niż ty, zastanawiam się czy zdajesz se z tego sprawę -nie zauważyłam kiedy stał już przy mnie.
-Inny ? W jakim sensie ? -usiadłam na parapet, plecami opierając się o szybę.
-Szybszy, silniejszy ... ty też byłaś silna prawda ? -te oczy były swego rodzaju zwierciadłem, mogłam w nich dostrzec zainteresowanie, smutek, radość, zdziwienie.
-Czy byłam ? -na chwilę przerwałam swoją wypowiedź po czym kontynuowałam -tak byłam silna, ale to już przeszłość, nigdy nie będę mogła wrócić do tego jaka byłam -w jego spojrzeniu zapaliła się jakby iskra ciekawości.
-Opowiedz mi więcej, opowiedz kim chcesz być -złożył ręce w geście proszącym.
-Wybacz mi muszę iść -zeskoczyłam z parapetu, rozwaliłam mu czuprynę na głowie po czym dodałam -innym razem. Jeszcze się pewnie spotkamy -pomachałam mu wychodząc z pokoju a ten odmachał.

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 11

Usiadłam na drugim końcu kanapy na której siedział chłopak, ten zaraz rzucił we mnie kocem który miał pod ręką.
-Za jakąś godzinę oddam ci twoje ciuchy, są teraz w suszarce -nie odrywał oczu od książki.
-Ta dzięki, aleś ty super -mój sarkazm był dość słyszalny, nakryłam kocem nogi, a ten spojrzał na mnie.
-Wyglądasz tak ... tak ... tak słodko -zdziwiłam się i zrobiłam grymas na twarzy, blondyn także zrobił grymas.
-Emm ... dzięki ? -szeroko się uśmiechną.
-Jestem Matt, tak w sumie pilnowałem cie trochę. -kolejny raz skrzywiłam się.
-Pilnowałeś ? W jakim sensie ? -zostawił książkę i trochę się do mnie przybliżył.
-Dziewczyny chciały wykorzystać to, że nie mogła byś nic zrobić.
-Aha, fajnie ... dzięki ? -szybko pociągną mnie za nogi i posadził je tak, że niemal oplatały jego pas. Moja pupa natomiast znajdowała się między jego nogami, a twarze były za blisko.
-Chciałem to zrobić -w pierwszej chwili przestraszyłam się, a ten tylko mnie przytulił. Było to bardzo miłe i nie chciałam by mnie puszczał. -Fajnie tak prawda ? -zapewne się uśmiechał, lecz mogłam tylko przypuszczać, gdyż moja ociężała nagle głowa leżała na jego ramieniu.
-Tak fajnie, bardzo fajnie -odpowiedziałam bardzo cicho, sama nie dowierzając, że tak właśnie mówię. Wsuną ręce pod koszule i zaczął lekko głaskać mnie po plecach, w tym samym czasie poczułam na mojej szyi pocałunki. Chciałam to przerwać, uciec, lecz było mi dobrze.
-Tak też fajnie prawda ? -w odpowiedzi tylko mruknęłam. Odchyliłam głowę do tyłu, a ten wykorzystał to szybko i bardzo delikatnie zaczął całować mnie w usta. Stawało się coraz bardziej przyjemniej, mimo woli odwzajemniłam pocałunek. Ten gdy to poczuł odpiął mi stanik z tyłu, ostrożnie go zdejmując. Zaraz i moja górna część bielizny leżała na podłodze, a ja czułam jak jego ręce masują mi brzuch coraz to idąc w górę. Pocałunki stawały się inne i znów powędrowały na szyję, w tym samym czasie jedną ręką dotkną mojej piersi i czekał na reakcję. Serce zaczęło mi walić bardzo szybko, lecz czułam, że odpływam. Nic nie mogłam zrobić. Położył mnie na kanapie i łapczywie masował moje krągłości. Obraz stawał się coraz bardziej zamglony, już czułam jak jedną ręką zjeżdża coraz to w dół, gdy nagle ktoś oderwał go ode mnie. Łza popłynęła mi po policzku, a oczy otworzyły się szerzej. Podniosłam się do siadu i widziałam jak Dylan siłuje się z Mattem. Skuliłam się chowając twarz w kolanach. Było mi głupio i strasznie niedobrze.
-Alicja, popatrz na mnie -klęczał przy mnie mój wybawca i mówił milutkim głosem. Drugi zaś stał obrażony i patrzył jak ten działa.
-Zabierz mnie stąd -rzuciłam mu się na szyje, a ten słuchając mnie szybko zgarną moje ciuchy w które się ubrałam i opuściliśmy ten cholerny dom. Cały czas trzymałam go za rękę patrząc w podłogę. Ten był bardzo wesoły i co raz to mówił coś, a ja nawet nie słuchałam.
Po dojściu do domu szybko zaszyłam się w swoim pokoju. Spokoju na długo nie miałam, Karolina rozbeczana zaraz była przy mnie.
-Gdzie ty byłaś ? -nie mogłam znowu przyjąć do wiadomości, że ona płacze.
-Taka tam głupia sytuacja ... stało się coś ? -rzuciła się w moje ramiona i mocno przytuliła.
-Był wypadek, wujostwo jest w szpitalu -to było nie możliwe. Razem szybko pojechałyśmy we wskazane przez siostrę miejsce, a oni naprawdę byli tam, tacy sztywni, beż życia. W ciężkim stanie. Nawet oddychać sami nie oddychali. Policja była na miejscu, dowiedziałam się że to ktoś spowodował to wszystko, że być może to nie był wypadek. Nie wiedziałam co mam myśleć, w głowie ni to strach, ni to przerażenie. Zwykła obojętność, lecz gdy patrzyłam na płaczącą w koncie kawiarni Karolinę sama chciałam usiąść rozbeczeć się, wyżalić. Podeszłam powoli do niej i wtuliłam się w nią. Po policzku spłynęła jedna łza, a potem już cholernie dziwne przeczucie, że ktoś nas obserwuje. Nie myliłam się. W wejściu do sali, stał chłopiec o dziwnie różowych oczach. Były one straszne, a zarazem piękne. Strasznie przyciągnęły moją uwagę. Powoli podszedł odgarniając do tyłu blond grzywkę która opadała mu na oczy.
-Hej jestem Erick ! -wesoło powiedział wyciągając prawą rękę do Karoliny. Dopiero teraz zauważyłam, że w drugiej trzyma książkę. Ta momentalnie przestała płakać i złapała go za rękę. Usiedli razem jak dwa gołąbki i przeglądali książkę. Podejrzewam że oboje byli w tym samym wieku, czyli dwa lata młodsi ode mnie. Ja będę zaczynać liceum a oni drugą klasę gimnazjum. Podeszłam do pani siedzącej za ladą.
-Poproszę kawę -pierwszy raz zamówiłam ją, nie bardzo przepadam za takimi specjałami.

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 10

Alicja.

Pobyt w szpitalu był krótki i nudny. Szybko wypuścili mnie do domu a wujostwo nie spuszczało mnie z oczu.
Dni mijały jeden po drugim. Chodziłam do szkoły i odchodziłam. Unikałam jak najwięcej osób potrafiłam, zamknęłam się w sobie. Nie było mi już dane spotkać Dylana i w sumie to dobrze. Z biegiem czasu zapominałam o jego istnieniu.
Kilka dni przed świętami trwały zaciekłe przygotowania do wigilii. Nawet ja musiałam im pomagać. Jakieś ozdoby domu, pieczenie, gotowanie, a wszystko po to by potem to sprzątać.
Właśnie siedziałam za domem i patrzyłam w gwiazdy, noc była dla mnie ukojeniem odkąd pamiętam. Tylko to mnie uspokajało jak się wściekłam, ale nie zawsze oczywiście. Jutro ostatni dzień szkoły i udawania bycia miłą. Mam nadzieje, że zimne powietrze które teraz mnie ostudza przykróci mój temperament. Szkoda, że nie ma już moich rodziców. Mogli by na mnie pokrzyczeć, że się przeziębię i że mam wracać do domu. Wyciągnęłam rękę w górę z nadzieję złapania mamy za dłoń, ale to tylko moja wyobraźnia. Nie umiałam się przed nikim przyznać, ale brakowało mi ich, jak nikogo dotychczas. Łza spłynęła mi po policzku a żmudne wspomnienia przeminęły przed oczami. Żałuje że byłam taka straszna dla nich, że nie umiałam docenić co to rodzinne ciepło. Przysunęłam bliżej kolana i objęłam je rękoma. Płakałam coraz bardziej. Tęsknota nie dawała mi spokoju, a myśl o moim zachowaniu po tym wszystkim jeszcze bardziej mnie dobijała. Wszyscy myślą, że jestem taka twarda, że niczego się nie boję, a wystarczy kilka wspomnień żeby płakać jak dziecko. Ale ... ale ja muszę się trzymać ... Muszę być silna, silna dla Karoliny ... Musze jej pomagać ... Mam tylko ją ... Wstałam z trawy ostatni raz wyciągając rękę do gwiazd z nadzieją, że mama mnie rozumie. Przynajmniej ona.
Idąc do pokoju widziałam jak moja siostra doskonale się bawi piekąc ciasto. Choć wszędzie latała mąka to i wujkowie potrafili się z nią bawić i choć na chwilę się uśmiechnęłam, ale nie potrafiłam długo utrzymać uśmiechu.
Niespodziewanie szybko zasnęłam, ale także wstałam. Zanim ktoś zdążył mnie obudzić już byłam na nogach. Przyszykowałam się szybko do szkoły i ubrałam. (w krótkie spodenki, zakolanówki, bluzkę na ramiączkach i dużą rozpinaną bluzę) Jeszcze tylko włosy zaplotłam w jeden warkoczyk na bok i mogłam iść. Po drodze zgarnęłam ze stołu kilka kanapek które zjadłam po drodze.
Wchodziłam po schodach z szatni, kiedy znikąd pojawił się jakiś chłopak i wciągnął mnie do niej z powrotem. Chciałam krzyczeć, ale silna dłoń nie pozwalała mi wypuścić ani jednego słowa.
-Wiesz że ładnie pachniesz ? -pokiwałam głową przecząco. Próbowałam jakoś się wyrwać, choć wiedziałam że to daremne. -Dłużej nie mogę się powstrzymywać, już nie daje rady -jego ręce drżały. Odchylił moją głowę na bok by potem językiem jeździć po szyi. Chciałam wydostać się z tej sytuacji, ale nie mogłam. Po chwili poczułam coś zimnego a potem przeszywający ból. Z każdą sekundą robiło mi się słabiej, gdy nagle wyrwał ze mnie zęby i puścił na ziemię. Ręką odruchowo złapałam bolące miejsce i podniosłam głowę by widzieć co się dzieje. Wtedy zobaczyłam jak ten blondynek za którym obstawiają się wszyscy w szkole odciąga nieznajomego. Byłam mu za to wdzięczna. Odsunęłam się w jeden kąt małego pomieszczenia i schowałam twarz w kolanach. Czułam jak krople łez wnikają w materiał zakolanówek. Nie chciałam by kto kol wiek mnie teraz widział.
-Wszystko dobrze ? -słowa te wypowiadał mój "bohater".
-Jak może być wszystko dobrze ! Ugryzł mnie ! Ten palant mnie ugryzł ! -podniosłam głowę pokazując mu zapłakaną twarz a jednocześnie moją słabość. -Zostaw mnie -niemal szepnęłam.
-Pokaż -dotknął mojej ręki.
-Wynoś się ! .. Wynoś ! .. -strąciłam jego dłoń, wzięłam swoje rzeczy i wybiegłam ze szkoły. Na śniegu zostawały tylko pojedyncze krople krwi, a mi robiło się słabiej z każdym krokiem. Nie wiedziałam już nawet w którą stronę idę, gdzie i po co. Upadłam na kolana i rozbeczałam się. Nie byłam już wstanie przytrzymać krwawiącej rany. Świat zanikał mi z oczu, aż w końcu widziałam tylko ciemność.

Jest mi ciepło i tak ... miękko. Dlaczego mi tak dobrze ? Powinnam być .. na śniegu ... Szybko otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Byłam w czyimś łóżku ... Chciałam wstać, ale zorientowałam się że mam na sobie tylko bieliznę. Owinęłam się w kołdrę i dopiero mogłam gdzieś iść, ale zanim wyszłam z pokoju rozglądnęłam się za swoimi ciuchami. Niestety nie było po nich ani śladu. Chciałam już łapać za klamkę kiedy drzwi same zaczęły się otwierać, odruchowo cofnęłam się do tyłu, ale przez kołdrę się wywaliłam. Podniosłam wzrok i ujrzałam tego samego chłopaka co mi pomógł w szatni. Dość sporo razy się z nim mijałam a do tej pory nie znam jego imienia.
-Co ja tu robię !?
-Pomogłem ci, zemdlałaś ... a wszystkie ciuchy masz we krwi ... -patrzył na mnie dość dziwnie.
-Mhm ... -mruknęłam se pod nosem.
-Tam masz moją szafę -pokazał ją palcem -ubierz się w coś i zejdź na dół. -Nie czekał chwili dłużej, wyszedł. Znalazłam w szafie strasznie dużą czarną koszulę. Pomyślałam, że to wystarczy i od razu ją włożyłam. Zapięłam wszystkie guziki oprócz dwóch na samej górze. Zeszłam na dół, gdzie siedział chłopak który czytał książkę.
-Dzięki za pomoc ... -ten od razu podniósł wzrok.
-Ta nie ma za co ...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 9

Naszedł weźcie czas, gdy musiałam wrócić do szkoły. Mój plecak był odciążony jak najbardziej to możliwe.
Nałożyłam na siebie luźną bluzkę zakrywającą całe plecy, do tego bluza, rurki i oczywiście trampki. Włosy związałam w warkoczyk.
Wchodząc do budynku czułam się dziwnie, większość widziała jak dostaje tymi sztyletami a potem upadam. Pewnie straciłam swój postrach wśród innych. Przechodząc przez korytarze skupiałam wzrok wszystkich na mnie. W końcu natrafiłam na tę dziewczynę która wtedy rzucała. Była ona zadowolona z siebie, a gdy mnie spostrzegła jeszcze bardziej rozdziawiła swoją gębę. Miałam wielką ochotę jej przywalić tak by nie wstała. Na początku powstrzymywała mnie Karolina, trzymając za rękę, lecz w końcu się wyrwałam i ruszyłam biegiem by ukręcić tapeciarze kark. Ku mojemu zdziwieniu przy samej dziewczynie złapał mnie chłopak zarazem przytulając. Jego ładny zapach sprawił, że nie chciałam już robić nic złego, a głos zwalił z nóg.
-Mówiłem ci, że sprawiasz dużo problemów -nie byłam w stanie nawet ruszyć palcem, sama jego obecność mnie zszokowała.
-Co ty tu robisz ? -więcej nie umiałam wydusić.
-Próbuję dopilnować by nie było kolejnego wypadku z twoim udziałem. -Stałam tak w niego wtulona, powoli odpływałam, wszystko zanikało.
-Alicja ! -otrząsnęłam się i wyrwałam z jego objęć. Podniosłam plecak który upuściłam biegnąc do dziewczyny. Weszłam do klasy i cierpliwie poczekałam na dzwonek.
Wszystkie lekcje ciągnęły się w nieskończoność a ja z gorączką wytrwale siedziałam na nich. W ciągu przerw w moim pobliżu kręcił się Dylan, nie rozumiałam w ogóle dlaczego mnie pilnuje. Nie powinno go obchodzić co się zemną stanie.
Na ostatniej lekcji nie wytrzymałam, poszłam do pielęgniarki, lecz jej tam nie było. Usiadłam przy drzwiach do jej gabinetu i siedziałam tak czekając aż przyjdzie. Nie pojawiała się długi czas, rozpalone ciało samo układało się do snu. W ten sposób nie doczekałam się jej przyjścia. Oczy zamykały się powoli same, nie dałam rady już utrzymać ich w górze w końcu przysnęłam.

Narrator

Dziewczyna pogrążała się w śnie, nie zdawała sobie sprawy z jej złej sytuacji. Przy drzwiach znalazł ją wysoki brunet, powoli podszedł i dotknął dłonią jej rozpalonego czoła, zjechał ręką na jej policzek i pogładził delikatnie palcami. Bardzo chciał jej powiedzieć ile dla niego znaczy, lecz sam nie umiał zrozumieć jak w tak krótkim czasie stała się dla niego wszystkim. Delikatnie podniósł ją z ziemi i pozwolił by wtuliła się w jego klatkę piersiową. Patrzył na nią kochającym wzrokiem.

Alicja

Leżałam w swoim łóżku, czułam się już lepiej. Odruchowo zaczęłam szukać komórki, ale zaraz przypomniałam sobie, że wywaliłam kartę. Westchnęłam głośno i podniosłam się tak by siedzieć, wtedy wraz z szybkim ruchem głowa mnie tak zabolała, bezwładnie opadłam z powrotem na łóżko. Spróbowałam jeszcze raz i mimo dużego bólu wstałam. Przy ścianie zeszłam na dół, lecz tam znowu nikogo nie było. Chciałam powoli opaść na podłogę by nie męczyć się więcej, ale czyjeś ręce nie pozwoliły mi tego zrobić. I jak zaraz się przekonałam był to Dylan.
-Co ty tu robisz ? 

Dylan

Szedłem właśnie do salonu po tym jak zanosiłem jakieś skrzynki do piwnicy. Obiecałem zająć się dziewczyną kiedy jej wujkowie musieli pracować. Zobaczyłem jak ona znowu upada, jak najszybciej podbiegłem i złapałem ją. Ciało miała całe rozpalone, niepokoiło mnie to.
-Co ty tu robisz ? -ostatnio ciągle pytała mnie o to samo, ja natomiast się tylko uśmiechałem.
-Opiekuje się tobą -nie spuszczałem z niej wzroku.
-Mówiłam byś mnie zostawił ! -strąciła moje ręce i stanęła naprzeciw mnie.
-Nie wygłupiaj się, wiesz że chce dobrze ! -próbowałem jakoś załagodzić sytuację, lecz nie szło mi najlepiej.
-Ja jakoś tego nie odczuwam ! -i co ja mogłem na to poradzić ? Źle na nią działałem, to prze zemnie czuła się nie dobrze, zrozumiałem to w ostatnim czasie.
-Jeszcze odczujesz -uśmiechnąłem się tylko, zbliżyłem się o krok i rozłożyłem ręce. Ona chwiejąc się zaraz była przy mnie wtulając się.
Szybko zawiozłem ją do szpitala i dopilnowałem by miała najlepszą opiekę a sam się usunąłem. Musiałem być jak najdalej by ona dobrze się czuła, nie może być z kimś takim jak ja. Przynajmniej na razie.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 8

Później już przebudziłam się sama. Przy moim łóżku siedziała Karolina i trzymała mnie za rękę, cieszyłam się bo mogłam to poczuć. A gdy ona zobaczyła że otworzyłam oczy natychmiast się uśmiechnęła.
-Tylko spałam -położyłam rękę na jej głowie, ale zaraz zabrałam. -Wracam dziś do domu ?
-Tak -przytuliła mnie -już cię spakowałam, tam masz ciuchy by się ubrać -pokazała palcem -i nawet kupiłyśmy z ciotką ci buty zimowe. -Była bardzo podekscytowana i najmilsza odkąd zginęli rodzice. Od tamtego wypadku ciągle była smutna, ale gdy rozmawia zemną czułam, że jest jej znacznie lepiej.
-Super a pomożesz mi się ubrać ? -lekko się uśmiechnęłam.
-Jasne ! -prawie krzyknęła.
Już właśnie chciałam się przebierać, ale do pokoju weszła pielęgniarka.
-Choć pójdziesz zemną na zmianę opatrunku.
Bez wahania zgodziłam się i poszłam za nią. Weszłyśmy do dużej sali, ona wskazała mi łóżko na środku, kazała zdjąć koszulkę. Zrobiłam co mi powiedziała. Znowu zobaczyłam tą dużą igłę i zanim do mnie podeszła szybko wstałam.
-Nie będzie mnie pani kuła tą igłą ! -ona po prostu nie umiała tego robić.
-Nie obchodzi mnie co ty chcesz, nie ma teraz żadnej innej osoby która mogła by to zrobić więc siadaj i bez gadania !
-To poczekam na taką osobę ! -serce mi szybciej biło.
-Siadaj mi tu zaraz ! -widać było, że się na mnie wściekła.
-Nie ! -krzyknęłam.
-Sprawiasz wiele problemów -do sali wszedł Dylan.
-To nie zwracaj na mnie uwagi -spuściłam wzrok.
-Ja to zrobię siostro -wziął od niej strzykawkę i poczekał aż wyjdzie -nie da się, siadaj.
-Wcale, że się da -mówiłam cicho, ale dość by usłyszał. Najpierw pozdejmował stare opatrunki.
-Pochyl się trochę -bez wahania to zrobiłam -dlaczego wczoraj zrobiłaś cyrk z tabletkami ? -wzrok miałam wlepiony w podłogę. Powoli wbijał igłę.
-Nie wiem -na tą odpowiedź tak ruszył nią, że momentalnie wstałam. Po policzku pociekła mi łza, jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Zaskoczyło go to.
-Kurwa ! -chyba nie wytrzymał napięcia. -Przepraszam cię to moja wina -strach malował się w jego oczach -pokaż -pierwszy raz znajdowałam się w takiej sytuacji gdy kogoś zaczynałam się bać, jednak usiadłam by zobaczył co zrobił.
-Doprowadziłeś do tego, że pierwszy raz w życiu się kogoś boję -nie widziałam jego miny, choć bardzo chciałam. On natomiast szybko dokończył to co miał zrobić, lecz tym razem bardzo delikatnie.
-Nie można mi się przywiązywać do pacjentek, ale nie powinienem tak tobie zrobić. Nie naprawie już swoich czynów, wybacz.
-Nieważne -nałożyłam koszulkę i wyszłam.
W moim pokoju czekała na mnie moja siostra. Pomogła mi się ubrać i potem niosąc moje rzeczy razem wyszłyśmy. Mijając recepcje żałowałam, że zobaczyłam tam Dylana, lecz starałam się przejść tak by najmniej na niego patrzeć.
W samochodzie siedzieli już wujowie, przywitali mnie bardzo miło. Tego się po nich nie spodziewałam. Droga minęła milcząco, lecz to bardzo mi teraz pasowało. Po powrocie do domu od razu poszłam do pokoju i położyłam się.
Obudziłam się już rano następnego dnia. Zeszłam na dół, byłam głodna potrzebowałam śniadania. Ale nikogo nie było, przynajmniej zostawili mi coś do jedzenia. Zjadłam jajko sadzone i poszukałam mojej komórki. W końcu ją znalazłam i miałam na niej 105 wiadomości. Moją pierwszą myślą było to, że maja coś nie tak z głową. Otworzyłam tylną klapkę telefonu i wyjęłam kartę, a potem wrzuciłam ją do kosza na śmieci. Nie mając co robić usiadłam do komputera i pousuwałam wszystkie swoje konta jakie kiedy kol wiek założyłam. Potem już tylko zostało oglądanie mi telewizora. Nie specjalnie patrzyłam co dzieje się na ekranie, włączyłam program z muzyką. Tak słuchając jej przesiedziałam kilkanaście godzin do powrotu Karoliny. Nic mi się nie chciało, ale odrobiłam jej prace domową a potem z nią zrobiłam jakieś kartki świąteczne do szkoły. Potem już tylko obiad, kolacja i spanie. Kilka dni tak właśnie mi przeleciało, wszystko robiłam z niechęcią.

piątek, 11 października 2013

Rozdział 7

Wstałam z łóżka i wyszłam z białego pomieszczenia. Podeszłam do recepcji i zapytałam czy mogę wyjść na zewnątrz, dostałam pozwolenie, ale musiałam iść z kimś kto będzie mnie pilnował. Trafiło na mojego niedawnego rozmówcę. Nie miało to znaczenia musiałam wyjść.
Kiedy już przeszłam ostatnie drzwi które otwierały zaprószony śniegiem ogród czułam się bardzo dobrze. Nawet jeśli cała myśl o tym że nie mogę ruszyć rękoma i być może w przyszłości nie będę mogła, to i tak teraz byłam szczęśliwa. Szłam w kapciach po śniegu czując jego zimno, a kiedy doszłam do końca ogrodu który otaczała barierka poczułam się źle. Widok był na sporą górkę bawiących się dzieciaków, wszystkie były szczęśliwe. Wspinały się beztrosko i zwalały. Każde dobrze bawiło się do czasu przybycia starszych kolegów. Maluchy bały się zjeżdżać a rodzice zareagować. Chciała bym na to coś zaradzić, lecz nie mogłam nawet własnymi rękoma ruszyć a co powiedzieć coś zdziałać z łobuzami. Przyglądając się całej sytuacji nie zwróciłam uwagi na obecność bruneta, ten zaś przykrył mnie kocem o nic nie pytając.
-Jak masz na imię ? -spojrzałam na niego i było od razu widać, że zaskoczyło go te pytanie.
-Dylan -oparł się o barierkę przyglądając się temu co działo się na górce.
-A ile masz lat ? -tym razem nie było tego zdziwienia co przedtem.
-18 -spojrzał na mnie -co tak nagle ciekawa się stałaś ?
-Tak tylko pytam -tym razem ponownie się w niego zapatrzyłam, lecz przerwała to lecące gałka śniegu która przeleciała mi milimetr przed nosem. Oboje zwróciliśmy się w stronę rzucających, było ich ze czterech.
-Czołem stary ! Co to za lalunia !? Znowu podrywasz pacjentki ? -wszyscy się zaśmiali, on tylko spojrzał na nich zimnym wzrokiem.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia ? Jak nie to spadaj stąd bo zejdę tam na dół.
-Nie trzeba -zaraz i wszyscy uciekli.
Spojrzałam się na niego a ten zrobił grymas. Zignorowałam to i usiadłam w śnieg, próbowałam ruszyć rękoma, lecz nie udało mi się. Ten nie podzielał mego poglądu na świat, podniósł mnie ze śniegu i wszedł do środka niosąc mnie na rękach. Nie mogłam nic z tym zrobić i to mnie dołowało. Poliki i tak już pewnie miałam czerwone od zimna więc nikt nie mógł zobaczyć, że się rumienię. Na górze czekał na niego blondynek ze szkoły, gdy nas zobaczył nie spuszczał ze mnie wzroku, ja zaś starałam się na niego nie patrzeć. Dylan odstawił mnie do pokoju.
-Musisz się przebrać jesteś cała mokra, bo postanowiłaś se w śniegu posiedzieć -westchnął -zawołam pielęgniarkę, albo jak wolisz ja mogę pomóc się przebrać -szeroko się uśmiechnął.
-Zapomnij -zrobiłam obojętną minę.
-Dobra, dobra już wołam -mówiąc to podniósł ręce w geście obrończym.
Zostałam tak sama w pokoju do czasu aż przyszła pielęgniarka. Zdjęła mi koszulkę potem spodenki i kazała siedzieć tak na krześle trochę zgarbiona. W między czasie ona zdjęła mi opatrunki z pleców, potem zobaczyłam wielką igłę. Położyłam stopę na siedzeniu krzesła i oparłam na kolanie brodę. Kiedy wbiła mi ją w plecy nie mogłam powstrzymać się od krzyku, a łza sama spłynęła mi po policzku. Do pokoju zaraz wbiegł Dylan i gdy zobaczył, że tylko zmienia mi opatrunki uspokoił się.
-Daj mi to -zabrał jej igłę i dzięki temu następne kłucia nie były już tak bolesne, jakby jego ręce były jakieś magiczne.
-Dzięki -tylko tyle mogłam powiedzieć.
-Nie ma za co, dokończ proszę tylko delikatnie.
On wyszedł a ona dokończyła nakładanie nowych opatrunków. Potem mnie ubrała, poczesała włosy i zaplotła warkoczyk, choć ładnie w nim było nie chciałam by ktoś mnie w nim widział. Gdy już wyszła, położyłam się na łóżko. Nie miałam chwili spokoju, bo zaraz wszedł z powrotem Dylan, lecz tym razem z blondynkiem. Odwróciłam się do nich plecami i nie miałam zamiaru rozmawiać na jaki kol wiek temat.
-Przyniosłem tabletki -znowu nie dostrzegłam tego małego kubeczka, nie chciałam ich brać czułam się po nich źle.
-Nie chce ich ! -wyczułam odpowiedni moment by krzyknąć, podnieść się i zamachnąć ręką tak, by strącić je. Leki w różnych kolorach rozsypały się, a na jego twarzy rysowało się zaskoczenie. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Podniosłam lekko ociężałą rękę i powoli zaciskałam ją w pięść i rozkładałam, z drugą zrobiłam tak samo. Spojrzałam na chłopaka który otrząsną się z zaskoczenia i bez słowa wyszedł zostawiając mnie samą. Blondyn jeszcze przez moment stał w drzwiach opierając się o futrynę, a potem już zostałam sama. Bezwładnie opadłam na poduszkę i od bardzo długiego czasu czułam smutek .. czułam jak łzy lecą mi po policzkach. Nie bardzo rozumiałam teraz swoich uczuć i zachowania. Po kilkunastu minutach zapadłam w sen.
Rano obudził mnie doktor dyżurujący. Zaspana wykonywałam wszystkie jego polecenia,a gdy pozwolił mi znowu się położyć, szybko zasnęłam.

piątek, 27 września 2013

Rozdział 6

-Ci nie wolno być mną, masz być sobą.
Wyszłam a ona za mną jak mały piesek wychodzący ze swoją panią na podwórko.
Przy umówionym miejscu byłyśmy za wcześnie, Karolina bo tak miała na imię moja siostra, próbowała dotknąć wodę tak jak ja pierwszej nocy tutaj. Z boku oparta o barierkę uważnie się jej przyglądałam. Spojrzałam w niebo.
-Ta woda tak naprawdę nie jest kolorowa -mówiłam jakby do siebie, ale to było do mojej siostry.
-Ale w dzień nie mogą świecić światełka, popatrz ! -Spojrzałam i naprawdę nie świeciły ale przecież nie zabarwiają wody.
-To jak złapiesz to mi pokaż -szczerze się do niej uśmiechnęłam.
-Alicja ... -nie rozumiałam jej zdziwienia.
Całą naszą sielankę przerwał piskliwy krzyk mojej przeciwniczki.
-Więc tu się chowasz ! -nawet na nią nie spojrzałam, wciąż patrzyłam na Karolinę.
-To co mam jej zrobić ? -roześmiała się.
-Najlepiej nic jej nie łam, dobra ? -swój słodki uśmiech zmieniła w grymas.
-Ale chce lizaka -wyciągnęłam do niej rękę.
-Niech ci będzie -położyła go na mojej ręce, ja go od razu rozpakowałam i wsadziłam do buzi. Podeszłam do całego tłumu ... ile ona ich tu przywlokła ? Stałam tak z nijaką miną i patrzyłam na nich. -Głupia jak but ... -zamknęłam na chwilę oczy i pomyślałam o tym jak mała mówi o tym bym jej nic nie łamała, pomyślałam że to będzie dobra motywacją jak na kogoś takiego jak ta lalka.
-Skończ pierdolić ! -głośno westchnęłam, może życie nie jest tylko ciągłym robieniem krzywdy. Kiedyś nawet potrafiłam się bawić, ale to nie pora bym odpływała ...
-Zmyłaś z siebie ten makijaż ?
-Nie.
-To nie mamy o czym gadać -odwróciłam się i szłam w przeciwną stronę, chyba ją to zdenerwowało, bo zaraz poczułam coś ostrego na plecach. Pierwszy raz, drugi i trzeci. Słyszałam krzyk mojej siostry jak i oburzenie tłumu, stałam jeszcze przez chwilę by zaraz upaść. Wbrew temu, że już prawie odpływałam chciałam wstać, ale jednak mi się nie udało, odpłynęłam wraz ze ściekającą krwią.
Obudziłam się w białym pomieszczeniu, moją uwagę przyciągnęło duże okno a za nim wychodzące słońce pośród przeróżnych budynków. Spróbowałam się podnieść do pozycji siedzącej, lecz ból bark i dolnej części pleców uniemożliwił mi tę czynność. Co się takiego stało, że tu się znalazłam ? Spróbowałam sobie przypomnieć, ale pustka w mojej głowie ... coś nie pozwalało mi pamiętać. Patrzyłam w sufit przez jakieś kilka minut które wydawały się wiecznością. Podniosłam się po pozycji siedzącej mimo przyszywającego mnie na wylot bólu, nogi gładko spuściłam na podłogę, lecz z rękoma nic nie mogłam zrobić były w bezruchu. Wystraszyłam się, nie mogłam ruszyć nawet najmniejszym paluszkiem dłoni. Mimo strachu otworzyłam białe drzwi i gdy wyszłam na korytarz pełen takich drzwi zrobiło mi się słabo, na szczęście każde miało szybkę przez które można było patrzeć kto jest w środku i recepcję która wyznaczała sam sierodek trasy.. Mój wzrok przyciągnęły największe na końcu korytarza i one stały się moim celem.
Byłam już przy samych drzwiach kiedy z recepcji wyskoczyło kilku pielęgniarzy i rzucili się biegiem do mnie. Niestety nie mogłam otworzyć drzwi, ponieważ były zamknięte na klucz, lecz nie mogłam się poddać. Choć rękoma nie mogłam ruszyć to zostały mi jeszcze nogi. Gdy pierwszy z nich podbiegł jednym kopnięciem z obrotu w twarz powaliłam go na ziemię, drugi zaś nie był już taki głupi zawołał kumpli. Przegrana była od początku po mojej stronię, lecz ja nigdy się nie poddaje więc i tym razem też. Reszta dotarła bardzo szybko, tak jak i szybko mnie zniewolili, jeden ścisnął mnie od tyłu a ja od razu zapiszczałam wtedy każdy z nich się odsunął a ten co mnie trzymał od razu poluźnił uścisk lekko podtrzymując mnie tylko.
-Alicja prawda ? -patrzyłam w ziemię więc nie widziałam który z nich mówił.
-Nawet jeśli to co ? -chciałam opaść lekko na kolana lecz nie mogłam przez tego który mnie podpierał.
-Przepraszamy cię za to. Jesteś w szpitalu tu nic ci nie grozi, twoi wujkowie ostrzegali o twojej agresji, ale nikt nie przypuszczał, że jesteś taka dobra w biciu innych -zaśmiał się, miał bardzo ładny głos. -Zostałaś trafiona cztery razy w plecy z czego dwa ostrza uszkodziły nerwy rąk, dlatego teraz nie możesz nimi ruszać, uśpiliśmy je byś nie mogła pogorszyć sytuacji w której teraz jesteś.
-Co z pozostałymi dwoma ? I dlaczego mnie przepraszacie ? -czułam jak policzki moje się rozgrzewają.
-Pozostałe dwa ograniczają twoje ruchy, przepraszamy ponieważ jesteś teraz bardzo delikatna -na pewno był to ten który mnie trzymał, jego ładny głos miał na mnie jakiś dziwny wpływ -możesz iść ?
-Oczywiście -poliki coraz bardziej zaczęły mnie palić, a do tego dołączało się czoło. Gdzieś w połowie drogi straciłam rachubę, nie wiedziałam co się zemną działo.
Obudziłam się w tym samym pokoju, w tym samym łóżku. Jedyne co się zmieniło to widok za oknem, promienie słońca raziły mnie w oczy. Przez drzwi zaraz wszedł wysoki brunet w ubraniu pielęgniarza. Jego zielone oczy widziałam już z daleka, a ładna twarz przykuła mój wzrok. Zapomniałam o wszystkim po prostu się zagapiłam i dopiero jego głos mnie przebudził.
-Jak dobrze, że już wstałaś -zaśmiał się a jego głos był taki ładny ...
-Z czego się śmiejesz ? -podniosłam się do pozycji siedzącej, choć ból dalej się mnie trzymał nie dałam po sobie tego poznać.
-Z ciebie jesteś śmieszna i bardzo silna -zamilkł na chwile -a może tylko udajesz taką ? -rozpoznałam ten głos, to on mnie wtedy trzymał bym nie upadła.
-Niczego nie udaje -choć byłam zachwycona odkryciem to poczułam, że trafił w mój słaby punkt.
-Nie chce być nie miły, ale to widać po ludziach, coś ci leży na sercu dlaczego tego komuś nie powiesz ? Dlaczego się nie wyżalisz ? Nie wyrzucisz tego z siebie ? -spojrzał mi prosto w oczy -musisz bardziej cenić siebie, a teraz bierz tabletki -wcześniej nie zwróciłam uwagi na to że ma mały kubeczek z tabletkami.
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy -pomógł mi wziąć tabletki, gdyż dalej nie mogłam ruszać rękoma.
-Wcale nie chciałem -już wychodził z pokoju.
-Czekaj -zatrzymał się -kiedy mogę wrócić do domu i do swojego życia ? -spojrzał się na mnie smutno.
-Jutro jeśli twoja ciotka zechce może cie zabrać i nie wiem czy będziesz dalej mogła bić rękoma, a nawet jeśli to w razie następnego wypadku możesz stracić władzę w rękach.
Kiedy on wyszedł znów byłam sama, a do tego załamana. Ta wiadomość oznaczała, że będę musiała polegać na innych a nie na sobie. Nigdy tego nie chciałam a tym bardziej teraz.

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 5

 Dnia 10 września 2013 został poprawiony rozdział pierwszy więc jak ktoś zaczął czytać bloga wcześniej informuję iż jest trochy inny niż poprzednio.
----------------------------


Rozłączyłam się i schowałam telefon tam gdzie był. Siedziałam tak jeszcze długo. Przemokłam już cała i właśnie wtedy postanowiłam iść do domu, lecz pech trzymał mnie się dalej. Z przeciwnej strony szli kolesie którzy napadli dziewczynę tamtej nocy, co w szkole też miałam z nimi zadarte, ale było ich znacznie więcej. Szłam ze spuszczoną głową zaciskając pięści, lecz gdy przeszłam obok nich i nic mi nie zrobili rozluźniłam uścisk i biegnąc co sił w nogach dotarłam do domu.
Zamknęłam się w pokoju i nie zważając na słowa innych leżałam skulona na łóżku. Długo jeszcze myślałam o dzisiejszym dniu, w końcu zasypiając.
Przy śniadaniu każdy na mnie naskakiwał za całą jadkę w szkole, ponieważ normalnie powinnam chodzić od przyszłego tygodnia, a nie zaczynać ten i do tego wszystkimi pomiatając. Ciotka była tak wściekła jak nigdy, ja tylko z uśmieszkiem siedziałam i spoglądałam na nią jedząc śniadanie. Dzisiaj byłam ubrana w czarne trampki, ciemne niebieskie rurki, luźną, czarną bluzkę na ramiączkach. Nie chciało mi się iść do szkoły, siniak na policzku odznaczał się nie miłosiernie, ale ciotka dostała wezwanie i ja też muszę być z nią.
Szłam pewnie przez korytarz za ciotką i ... wujkiem, ten dziad musiał się dołączyć, bo jakby nie mógł zostać w domu. Wszyscy patrzyli na mnie tak jakoś ... ze strachem ? Zaraz zrozumiałam, że to mi się podoba z uśmieszkiem weszłam do sali, gdzie już siedziała moja nauczycielka z innymi rodzicami.
-Dobrze, że już państwo tu są -szeroko się uśmiechnęła -ale ciebie Alicjo proszę byś poczekała na zewnątrz zawołam cię jak będziesz potrzebna.
-W dupie to mam.
Wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi. Głośno westchnęłam i podeszłam do okna. Był tam duży i szeroki parapet, podciągnęłam się trochę i już na nim leżałam z podgiętymi nogami wyglądając przez okno.
-Witaj znowu w szkole -obróciłam z niechęcią głowę w drugą stronę, stał tam ten blondyn z wianuszkiem dziewczyn za nim.
-Wal się -podniosłam się z parapetu i skierowałam do schodów.
-Chyba nikt dawno ci nic nie zrobił ! -drogę zastawiła mi malowana barbie z toną tapety na twarzy.
-No może nie -wsadziłam ręce do kieszeni i szłam dalej.
-Zaraz ci wtłukę ! -westchnęłam głośno i obróciłam się w jej stronę.
-Teraz barbi jakaś będzie obstawiać się za lalusiem a ja następnej mam coś zrobić, by pan blondynek mógł się przyglądać jak się dziewczyny biją z nadzieją, że to o niego. -Ponownie westchnęłam -no to ci powiem zapomnij, jeśli chcesz dostać zapraszam -rozłożyłam ręce -tylko po lekcjach, jeśli chcesz to powiedz wyznaczę miejsce i czas, a wtedy jak masz jaja przyjdź.
-Mam jaja ! Nie będziesz nikogo poniżać w tej szkole ! Powiedz gdzie się spotkamy i kiedy ! -podeszłam do niej i pstryknęłam jej palcem w czoło.
-Dziś po szkole, koło świecącej fontanny ... i wiesz zmyj tą tapetę, bo przestraszyć się można.
Z niej, aż kapało złością, ale to dobrze, to jest motywacją. Przynajmniej ja tak sądzą. Spojrzałam jeszcze na blondyna który stał pewnie przysłuchując się rozmowie, potem się odwróciłam do nich tyłem i ze smutną miną zeszłam po schodach a potem ze szkoły. Znalazłam samochód wujka na parkingu i usiadłam na jego maskę. Może i chciałam kogoś walnąć, być w pośrodku uwagi wszystkich, ale to przestaje być śmieszne. Teraz może każdego po kolei będę biła, łamała kości ? A może dam się komuś pobić by przestać być tą która jest najgorsza. Nie. Nie dam się nikomu pobić, nie dam się pogrążyć. Siedziałam tak na zimnie jeszcze z pół godziny, gdy moi wujkowie postanowili się pojawić. Wściekli kazali mi wejść do sierotka samochodu i jak już to zrobiłam odjechaliśmy.
Usztywniłam se nadgarstki bandażem i już wychodziłam z domu gdy swoimi słowami zatrzymała mnie moja siostra.
-Znowu idziesz się bić, wystarczy że teraz krzyknę a przylecą tu wujkowie i nigdzie nie wyjdziesz -głośno westchnęłam.
-Czego chcesz ? -tylko gdy czegoś chciała wtrącała się w moje życie.
-Chce zobaczyć ... chce zobaczyć jak się bijesz, zawsze tylko słyszałam, że jesteś straszna i jak ja niby z tobą wytrzymuję, dlatego chcę zobaczyć co robisz takiego, że masz taką opinię -lekko się uśmiechnęłam.

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 4

 Rozdziały pokazują się nie regularnie, gdyż zapewne nikt tego nie czyta. Teraz dopiero zauważyłam, że mamy jedną czytelniczkę !
Jeśli ktoś jeszcze czyta tego bloga to gdybyście mogli to polećcie go gdzieś. ^^
-----------------------------------


-O jak pięknie widzę, że znasz już Rafała ! -ta nauczycielka miała chyba jakąś operacje twarzy by zawsze się uśmiechać ... -Alicjo proszę usiądź w ostatniej ławce, będziesz z kimś siedzieć, ale jak widzisz większości nie ma teraz w klasie.
Usiadłam, gdzie mi kazała. Oparłam łokieć na ławce a policzek na dłoni i tak siedząc patrzyłam przez okno. Gdyby nie to, że lekcja była nudna dało się przeżyć.
Zadzwonił dzwonek wszyscy wybiegli z klasy jak opętani, mnie jakoś się nie spieszyło. Pod drzwiami czekała grupka chłopaków i jak zaraz się domyśliłam na mnie.
-Suko jak mogłaś połamać mi rękę -nauczycielki nie było już dawno przy nas, lecz jakoś nie teraz to miałam na myśli. Złapał mnie za bluzkę tą zdrową ręką i próbował podnieść, ja odruchowo kopnęłam go z kolanka w brzuch, a on się zgiął.
-Sam się o to prosiłeś -odwróciłam się do niego plecami i szłam prosto.
Jeden wysoki złapał mnie wtedy od tyłu zaciskając rękę na szyi i podnosząc do góry z trudem łapałam powietrze. Podciągnęłam się i wbijając zęby w jego skórę zostałam uwolniona. Czułam się bardzo dobrze, czułam w sobie tą złość jak dotychczas i było mi z tym dobrze. Uśmiechnęłam się jak zawsze i teraz było jeszcze lepiej.
-Dawaj duży -przygryzłam paznokieć jak tamtej nocy, zauważył to łysy i próbował ostrzec swojego kolegę lecz było już za późno. Połamałam następnemu rękę, tym razem w dwóch miejscach. To pewna odmiana jak i zadowolenie z mojej strony. -Ktoś jeszcze ?
Z tyłu ktoś bił brawa. Odwróciłam się i ze zdziwieniem patrzyłam na blondyna. Był wysoki, miał ładną twarz i w ogóle był nawet przyzwoity. Ubrany w trampki, rurki dla chłopaków i luźną koszulkę.
-Nowa uczennica już terroryzuje innych uczniów, no pięknie, pięknie. -Lekceważąco się uśmiechną -może spróbuj zemną jak z nimi tak dobrze ci idzie ?
-Nie obchodzisz mnie ty, ani nic co jest z tobą związane -na te słowa grupka dziewcząt stojąca za nim zaczęła wykrzykiwać, że tak nie może być, że nikt nie może go lekceważyć. Ja tylko z uśmieszkiem przeszłam obok.
-Czekaj ! -odwróciłam się, naprzeciw mnie stała drobna dziewczyna. Wyglądała na gotke.
-Jeśli jesteś taka mocna spróbuj zemną -ruszyła na mnie razem z dzwonkiem na lekcje.
Nie miałam żadnej motywacji, odpierałam tylko jej każdy cios. Zamachnęła się mocno a ja odpierając jej cios odepchnęłam ją tak by upadła. Zamknęłam oczy i myślałam o wszystkim złym w moim życiu, to było moją motywacją, ból był tym co chciałam. Otwierając oczy dostałam z pięści w policzek od mojej przeciwniczki, upadłam, lecz zaraz wstałam z szerokim uśmiechem. Zdjęłam rękawiczki i wsunęłam je w tylną kieszeń spodenek.
-Dawaj mała -spotkanie z nią nie było mi do niczego potrzebne, pobicie jej też nie. Wszystko obróciło się tak, że złamałam jej obie ręce. Ona leżała na podłodze cała zabeczana i zakrwawiona, a ja tylko poszłam dalej. Zakrwawione ręce umyłam w łazience, a sama nie bardzo rozumiałam co zrobiłam. Nie chciałabym być na jej miejscu.
Siedziałam w parku i patrzyłam jak ludzie przychodzą i odchodzą, nie spieszyło mi się do domu. Może po prostu żałowałam tego co zrobiłam. Spojrzałam w niebo które się ściemniało, zostawała pustka. Noc mnie zastawała a ja dalej tak siedziałam, sama. Choć był już koniec listopada, śnieg nie myślał padać, lecz dla deszczu nic nie przeszkadzało. Byłam już i tak dobita, a on zaczął sobie bez karnie padać. Ludzie uciekali by nie zmoknąć, a ja przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i tak siedziałam. Komórka w mojej kieszeni wibrowała, w końcu znudziłam się tym i odebrałam.
-Gdzie ty jesteś ? -mówiła moja ciotka.
-W parku ... jestem w parku -wpatrywałam się w krople które rozpadały się z zetknięciem betonu.
-Wracaj do domu !

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 3

Wstałam z samego rana, wykąpałam się, zjadłam śniadanie w samotności i w końcu postanowiłam urządzić swój pokój. Zrobiłam to strasznie szybko i trochę na odwal, bo bardzo chciałam dziś iść do szkoły, bardzo potrzebowałam komuś coś zrobić. W sumie to nie powinnam, lecz przecież nikt mi nie zabroni.
Nałożyłam "siatkę" rajstopy do tego bardzo krótkie spodenki i tunikę, trampki z ćwiekami i sweter nie zapinany z długim tyłem. Cała prawie na czarno, nie licząc że włosy były ciemno niebieskie i swobodnie opadały na ramiona. Nałożyłam skórzane rękawiczki na pół palce z ćwiekami. Przeglądnęłam się jeszcze w lusterku, domalowałam oczy kredką i stwierdziłam, że jestem gotowa. Mój ubiór nie był zbyt odpowiedni na tą porę roku, lecz nie patrzyłam na to. Nie chodziło mi przecież o to by było mi ciepło. Chwyciłam za torbę z książkami, nałożyłam kurtkę i wyszłam z domu. Musiałam iść na przystanek, bo jakoś nie miałam ochoty prosić mojej ciotki o podwózkę. W autobusie nałożyłam słuchawki na uszy i włączywszy pierwszą lepszą głośną piosenkę usiadłam na jakieś wolne miejsce i oglądałam przez okno całą trasę by nie przegapić szkoły. Było to dość łatwe bo ponoć przystanek jest zaraz na przeciwko szkoły. Zobaczywszy duży budynek spytałam siedzącą osobę obok czy to gimnazjum i po twierdzącej odpowiedzi wysiadłam. Zawsze to jeszcze gimnazjum a nie wyżej, choć to już za nie cały rok.
Szłam już pewnie korytarzami budynku, zauważyłam że jestem za wcześnie bo jak na razie było tu kilka osób pod klasami a nauczyciele nie stali na dyżurach. A może tu nie mają dyżurów ? Nie ważne ... Na trzecim piętrze szkoły znalazłam drzwi z zapisem "pokój nauczycielski" a zaraz obok "Biblioteka". Pomiędzy nimi znajdowała się duża gablota w której wisiał plan wszystkich klas, szybko znalazłam "3c" bo właśnie w tej byłam i wychodziło na to że mam teraz wychowawczą w sali numer 45. Walnęłam głową o gablotę, a zaraz potem weszłam do biblioteki. Kobieta siedząca za biurkiem patrzała na mnie jak na dziwaka i sama pewnie nie wiedziała co powiedzieć. Pomieszczenie było spore i mogłam znaleźć nie tylko książki przydatne do nauki, lecz także inne bardzo ciekawe. Brałam kilka książek do ręki i przeglądałam tytuły, zza mnie rozległ się głośny dźwięk dzwonka który od razu zadudnił mi w głowie a ja upuściłam książki. Pozbierałam je i szybkim krokiem ruszyłam na poszukiwanie sali. Teraz to nawet się trochę zagubiłam w tym tłumie uczniów. Zdecydowałam, że nie ruszę się z pod pokoju nauczycielskiego aż większość ludzi się nie rozejdzie. Mój plan zepsuła kobieta która właśnie mówiła do mnie zza moich pleców, odwróciłam się do wysokiej, dość ładnej kobiety. Miała ona ścięte na krótko brązowe włosy i duże zielone oczy które od razu przyciągnęły moją uwagę.
-Szukasz kogoś ? -szeroko się uśmiechnęła, miała bardzo ładny uśmiech.
-Sali 45 i szatni.
-Ojej ... Ja jestem Elizabeth North i jestem twoją wychowawczynią -klasnęła w dłonie -nie spodziewałam się ciebie dzisiaj, chodź szybko zaprowadzę cie do szatni a potem na lekcje.
Nie odezwałam się do tej kobiety już ani słowem, w milczeniu zwiedzałam wszystko po drodze, aż w końcu weszliśmy razem do klasy. Weszłam pewnym krokiem za nauczycielką i wtedy wszystkie głośne rozmowy ustały, momentalnie nastała cisza. Zamarłam, gdy zobaczyłam dużego łysego kolesia z bliznami i do tego miał rękę w gipsie. Kiedy on podniósł wzrok i spojrzał na mnie szybko podniósł się z krzesła. Ja dla niepoznania uśmiechnęłam się i jak gdyby nigdy nic odezwałam się do niego.
-Mi także miło znowu cię widzieć.

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 2

Dopiero po kilku godzinach zrozumiałam powagę sytuacji, lecz nie było mi smutno. Było mi z tym dobrze. Przez to rozpieszczanie kiedy nie dostawałam czegoś życzyłam im śmierci, aż tu nagle spełniło się ... Spełniło się moje pragnienie ...
Wieczorem przyjechała ciotka z wujem i gdy pomogli nam się spakować zabrali nas z tego domu. Nie podobało mi się to. Cała droga była milcząca, a ja siedziałam ze skrzyżowanymi rękoma jakby obrażona.
Nie chciałam tam mieszkać. Po powrocie od razu rzuciłam się na łóżko i spoglądając w bezbarwny sufit próbowałam wyobrazić sobie jak to teraz będzie. Z każdą minutą stawałam się coraz senniejsza, aż w końcu zasnęłam tak jak leżałam.
Obudziłam się, gdy za oknem było już ciemno. Wyjęłam telefon z kieszeni spojrzałam na godzinę, była 20:06. Miałam też dwanaście wiadomości, z niechęcią otwierałam je i czytałam.
Od Zośka
Dlaczego nie było cię w szkole ? Wszyscy rozsiewają jakieś ploty, co się dzieje ?

Dziewczyna była ode mnie starsza i to z nią pierwszą się zakumplowałam, jedna z prawdziwych koleżanek. Spojrzałam na drugą wiadomość.
Od Adek
Nie widziałem cię dzisiaj i mam wielką ochotę na małą zabawę. :D

Ech... zboczeniec ... -pomyślałam.
Reszta wiadomości była podobna w treści, a mi się nawet nie chciało na nie odpisywać. Schowałam z powrotem telefon do kieszeni, ogarnęłam się trochę i wyszłam z domu. Chciałam zwiedzić trochę okolice. Chłodne powietrze rozwiało mi włosy a ja sama szłam dalej z każdym krokiem odczuwając jak zimno przesiąka mnie do reszty. Po dość długim dystansie zdecydowałam się zawrócić, lecz już biegiem. Kilka minut później nie było mi już tak zimno, ale nie zwróciłam uwagi wcześniej, że pomyliłam drogi. Znajdowałam się obok jakiejś fontanny, która to ładnie świeciła różnymi kolorami. Wcześniej nigdy bym nie zatrzymała się przy takim czymś i nie spoglądnęła nawet na to, lecz teraz byłam sama i mogłam być sobą. Oparłam się o barierkę fontanny i próbowałam dotknąć kolorowej wody, moje zauroczenie rozbił czyjś krzyk. Poczułam jak cała złość wraca we mnie i bardzo chciałam się na kimś wyżyć. Skierowałam się w stronę krzyków i gdy ujrzałam jak kilku chłopaków szarpie dziewczyną, zrobiłam się nie chętna do jakiej kol wiek pomocy. Zmusiłam się i lekceważąco podeszłam do grupki osób.
-Zostawcie ją -na te słowa wszystkie twarze zwróciły się do mnie, chyba lubiłam być w centrum uwagi.
-Nie powinnaś się wtrącać -powiedział jeden z nich, choć nie bardzo widziałam który to był. Podniosłam rękę na wysokość ramion i zaczęłam ich liczyć wskazując na każdego palcem.
-Jeden ... Dwa ... Trzy ... Cztery ... i Pięć -spojrzałam na nich lekceważąco -i teraz pewnie mnie zaatakujecie ? -wsadziłam paznokieć od palca wskazującego do buzi i ugryzłam tak by go nie połamać, śmiejąc się przy tym.
-Pyskata suka -po tych słowach rzucił się na mnie duży, łysy z bliznami. Był dość odważny, bo atakował z prostą ręką a to pierwszy błąd.
-Tak nie powinieneś -złapałam dwoma dłońmi za jego łokieć szybko uderzając nim o kolano. Czułam jak pod palcami jego wszystkie kości idą w drugą stronę, jak się łamią. Momentalnie napastnik upadł na ziemię i zwijał się z bólu. -Kto następny ? -normalnie czułabym się zwycięsko, powyżej nich wszystkich, lecz coś się zmieniło. Nie było tak jak zawsze.
-Idziemy, dokończymy to kiedy indziej -dalej nie widziałam który wypowiadał słowa. Zawinęli leżącego i uciekli zostawiając tylko dziewczynę na podłodze.
Odwróciłam się plecami, nie interesowało mnie co się z nią stanie. Szłam przed siebie ze spuszczoną głową, te miasto źle na mnie działa. Musze wrócić do szkoły, muszę zacząć znów nienawidzić ludzi, muszę znów patrzeć tylko na siebie.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 1


Alicja
Szkoła… dla mnie to po prostu piekło. Mimo, że jestem dość lubiana, coś mnie od niej odrzuca... Większość uważa, że jestem walnięta, bo wszystkich rozsadzam po kątach, ale ja po prostu świetnie się bawię. Skoro mogę mieć wszystko to dlaczego nie innych ludzi? Nikt mnie nie rani... Nikt nie może mnie zranić. Jestem tutaj boginią.
Leżałam z głową na ławce i usiłowałam zasnąć. Ostatnio w swoim łóżku nie mogę tego zrobić. Dlaczego? Stoi przy oknie, a to mi nie pasuje. Nie zasnę na nim, jeżeli go nie przestawią, a jakoś im się nie spieszy.
- Wstawaj! – Usłyszałam nad głową.
- Powiedz to jeszcze raz, a łeb ci urwę! - Momentalnie podniosłam się z siedzenia z żądzą mordu w oczach. Jakiś kujon nie szanuje swojego życia…
- Chciałbym przejść na swoje miejsce. – Jego oczy zaszkliły się, a broda zaczęła drżeć. Brakowało tylko, aby się rozkleił.
-Siadaj, tylko nie wyj! – Odsunęłam się, aby chłopak mógł przejść. Po chwili znów mogłam rozłożyć się na ławce.
Mam swoich zwolenników jak i wrogów. Nie oszukujmy się większość osób stoi za mną… ze strachu. Szczerze mówiąc bardzo mi to odpowiada. Drzemkę przerwały mi krzyki dziewczyn. Z wściekłością uderzyłam pięścią w ławkę. Wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku. Nie przejęłam się tym i ruszyłam w stronę, z której dobiegał hałas.
- Próbuję spać! – zwróciłam się do jednego z chłopaków.
- Gówno mnie to obchodzi! – odparł i głośno się zaśmiał.
- A powinno… - Z szerokim uśmiechem na twarzy złapałam go za ręce i wykręciłam. Poszło mi to łatwiej niż przypuszczałam. Kiedyś chodziłam na lekcje samoobrony, lecz po kilku lekcjach ćwiczyłam sama w siłowni ojca.
-Przepraszam! Przepraszam! – Puściłam go i powróciłam na miejsce. Nikt się mną nie przejął, spokojnie przespałam wszystkie lekcje.
Kiedy się obudziłam było już dość późno. Wkurzona szybko wróciłam do domu. Zastałam tam tylko młodszą siostrę siedzącą na kanapie. Dopiero jak podeszłam bliżej, zauważyłam, że płacze.
- Znowu chłopak cię rzucił? – Zażartowałam.
- Ty zawsze taka byłaś! Nigdy nie umiałaś ocenić powagi sytuacji! Zawsze byłaś górą! Zawsze liczyłaś się tylko ty! Nigdy nie obchodziło cię, co się ze mną dzieje! Rodziców też miałaś głęboko gdzieś! Pieprzona egoistka! – krzyczała.
- Jesteś żałosna… - oznajmiłam i skierowałam się do swojego pokoju.
- Ty chciałaś, by oni zginęli – Pierwszy raz w życiu zatkało mnie. Byłam zszokowana, kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi. Pustka. Nawet nie umiałam jej odpowiedzieć. – O, proszę, zainteresowałaś się? Domyślasz się o co mi chodzi… Nasi rodzice nie żyją... Mieli wypadek, teraz jedziemy do ciotki... To wszystko twoja wina!
Podeszła do mnie i złapała za bluzę. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy. Zobaczyłam ból, smutek, cierpienie, nienawiść… Zamachnęła się i uderzyła mnie w policzek otwartą dłonią.
- Pakuj się – powiedziała i wyszła, zostawiając mnie tak jak stałam.

Obserwatorzy