środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 31

Dom był duży i nowoczesny, a dzięki dużym oknom, które były niemal wszędzie, do środka wpadało mnóstwo światła . Mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Pierwsze co rzucało się w oczy to widok na las... Był przepiękny. Łóżko było ustawione bokiem do okna w dość sporej odległości od niego, na ścianie od strony drzwi znajdowała się szafa. Po obu stronach łóżka stały dwie szafki noce.  W rogu pokoju znajdowało się biurko. Wszystko w kolorach jaśminu i jasnego brązu. Pasowało mi to. W pokoju stały już moje rzeczy, które zostały tu przewiezione sama nie wiem kiedy. Gdy tak stałam wpatrując się w horyzont wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Oparłam czoło o szybę, była zimna mimo ciepła panującego w pokoju. Spojrzałam na otoczony wysokim, czarnym płotem plac. Znajdowała się na nim huśtawka, stół, kilka ławek i grill. Oczywiście wszędzie było dużo kwiatów, drzewek. Zmierzchało już powoli, więc ludzie z ogródka zaczęli schodzić się do domu.
Zdjęłam czarne trampki, położyłam przy szafie obok reszty swoich rzeczy. Poczułam zmęczenie, położyłam się do łóżka. Wpatrując się w zachodzące słońce i tuląc do siebie czarny koc szybko usnęłam.


Światło co chwilę gasło. Raz było jasno, za chwile ciemno. Stałam przy ścianie w samej bieliźnie trzęsąc się z zimna. Kolejna próba? Kara? Zachcianka? Zgasło raz jeszcze, nie zapalało się. Zaczęłam panikować bojąc się ciemności, czując tylko ogarniające mnie zimno. Już chciałam usiąść kiedy coś walnęło o ścianę, tuż przy mojej głowie. Próbowałam zobaczyć coś w tej ciemności, lecz nadaremnie. Rozpłakałam się czując obezwładniający strach i narastającą panikę. Wyciągnęłam prawą dłoń przed siebie, natrafiłam  na materiał. Czułam przez niego spinające się mięśnie.-Oj Alicja, Alicja... -to był on, szarooki. Światło zapaliło się, a on stał przy mnie. Dopiero po chwili zauważyłam coś jeszcze... Osłonił mnie, a wtedy ja dostrzegając kolejną parę oczu zemdlałam. W głowie zapadło kolejne spojrzenie, tym razem przekrwionych oczu, prujących nienawiścią...


Przebudziłam się. Cała się trzęsłam, było mi zimno, otuliłam się szczelnie kocem. Pomyślałam o minionym śnie i wtedy spojrzałam przez okno, to były one. Czerwone oczy patrzące z daleka. Z lasu, wprost na mnie. Szybko zerwałam się z łóżka potykając się po drodze, nagły przypływ paniki i strachu spowodował niekontrolowany szloch. Wpatrując się cały czas w las i nie znikające spojrzenie, mrugałam  próbując widzieć coś przez łzy, jednocześnie szukając włącznika światła. Do pokoju z hukiem wpadł Alex, od razu podążając za moim spojrzeniem. Wtedy oczy zniknęły, nie było ich. Na moich policzkach zawitał rumieniec wstydu.
Nie uroiłam sobie tego..
Powtarzałam co chwila w głowie to zdanie zwijając się w kulkę na podłodze, chowając głowę w kolanach i przyciągając je do siebie. Próbowałam się opanować, lecz nie umiałam. Tak strasznie się bałam.
-Hej.. Alicja.. -zaczął niepewnie, położył leciutko dłoń na moim ramieniu i zamknął za sobą drzwi. -Co się stało?
-Tam ktoś był -wydukałam w kolejnych szlochach próbując złapać powietrze - Był też kiedy byłam zamknięta ten długi czas, a wtedy jak się zjawił pomogli mi -przyciągnęłam bardziej nogi do siebie, choć już się nie bardzo dało. Nic nie mówił, podniosłam głowę i jedno spojrzenie na niego mówiło wszystko.
-NIE WYMYŚLIŁAM SOBIE TEGO! -krzyknęłam, szybko wstając, jednocześnie zrzucając jego dłoń ze swojego ramienia. Czułam się odrzucona, jak wariatka z urojeniami. Krążyłam ostrożnie po pokoju bojąc się podejść do okna.
-Ja nie twierdze, że to sobie wymyśliłaś. -kolejny głośny szloch przerwał jego zdanie. -Hej spójrz na mnie -delikatnie podniósł moją głowę za brodę kierując na siebie moje spojrzenie. Nie słyszałam nawet kiedy podszedł. Kiedy łzy płynęły dalej on zaczął delikatnie ocierać je kciukami wpatrując się mi w oczy.
-Widzę w twoich oczach prawdę, wiec ci wierze.. -przerwał na chwileczkę krzywiąc się -przestań już płakać bo nie mogę się temu przyglądać -zgarnął mnie przytulając do swojej piersi. Czułam delikatne perfumy zmieszane z zapachem limonki i czegoś słodkiego. Tak znajomy zapach.. Swoją brodę oparł o moją głowę. Staliśmy tak dłuższą chwilę dopóki nie opanowałam paniki i płaczu. Powoli wracałam do siebie, a wtedy z dołu usłyszeliśmy krzyk. Chłopak od razu się ode mnie oderwał i popędził na dół, ledwo nadążałam za nim. Chciałam wiedzieć co się dzieje.
-Kur.. puść mnie chce do brata debilu jeden! -zeskakując na podłogę z ostatnich schodków dostrzegłam znajomego mi małego blondyna szarpiącego się z dużo wyższym chłopakiem. Nieznajomy wyróżniał się siwymi włosami do ramion, pieprzykiem pod prawym okiem i szarymi oczami. Mimo wszystkiego wyglądał na bardzo młodego. Z łatwością trzymał Bastiana pod pachami w górze uchylając się przed jego panicznym wymachiwaniem rękoma i nogami. Po dostrzeżeniu brata młody chłopak od razu się uspokoił wisząc w górze i głupio się uśmiechnął wyszczerzając zęby.
-O cześć Alex! -krzyknął po czym szerzej się uśmiechnął, sama nie wiem czemu też się uśmiechnęłam, wtedy wszyscy spojrzeli na mnie.
-No co? -zmarszczyłam brwi. Wtedy poczułam dwie niewielkie dłonie na mojej prawej ręce. Było tu wiele nieznanych mi osób, a kiedy się odwróciłam zamarłam.
W jednej chwili cała krew odpłynęła mi z twarzy. Wpatrywałam się w 10 latka, który  szukał uparcie mojej dłoni. Był albinosem. Loczki na jego głowie układały się niczym mały baranek i kolejny raz się uśmiechnęłam. Wtedy podniósł wzrok i przekrwione oczy zaczęły się we mnie wpatrywać. Szybko odwróciłam wzrok na Alexa, który wyraźnie nie wiedział jak zareagować. Moje tętno przyśpieszało, wszystko ucichło miałam wrażenie, że tylko je słychać.
-Serce ci zaraz wyskoczy -chłopiec odezwał się delikatnym głosem a jego oczy zmieniły kolor na szary zmieszany z zielenią. Wtedy nie wytrzymałam. Świat zamazał się w jednej chwili przybierając czarnego koloru. Zrobiło się spore zamieszanie, słyszałam jeszcze krzyk dziecka i oderwanej małej dłoni od mojej ręki. Potem była już tylko pustka.
Otworzyłam oczy, tak bardzo ociężałe i śpiące. Zdezorientowana rozglądam się, mój wzrok ląduje na chłopaku siedzącym na podłodze, opierającym się plecami
o szybę.

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 30

-Mogę dokończyć cię smarować? -spytał niepewnie, uśmiechnęłam się lekko.
-Oczywiście -kiedy odsunął się na pewną odległość by móc jak dokończyć swoją czynność zrobiło mi się strasznie zimno co objawiło się ciarkami na całym ciele. Chłopak dokończył masaż i wcieranie maści szybko lecz delikatnie. Było to strasznie miłe kiedy opuszkami palców przejeżdżał po moich ramionach. Szybko ubrałam koszulę wstydząc się swojego posiniaczonego ciała.
-A teraz się kładź -uśmiechnął się i pomógł mi wślizgnąć się pod kołdrę, patrzyłam chwile na chłopaka, lecz miałam powieki już strasznie ciężkie i szybko usnęłam.

Siedziałam w kącie małego słabo oświetlonego pokoju owinięta kocem. Obok mnie siedział szarooki mężczyzna bezgłośnie czytając książkę. Na prawym ramieniu miał tatuaż czaszkę przebitą dziwnym nożem która leżała na pięknych kwiatach, mogło by się wydawać, że kwiaty się poruszają wiedzione letnim wietrzykiem. Do pokoju nagle wpadł niemrawy mężczyzna. 
-Ten z niebieskimi włosami uciekł... 
-Wyjdź... -westchnął głośno młody chłopak -Ah ten White... Prawda Alicjo? Nieznośny... -spojrzałam w te szare oczy które się mi przyglądały, poczułam nagły strach, schowałam głowę między nogami bojąc się następnego ciosu który zawsze na mnie czekał -ej... -spojrzałam niepewnie na swojego rozmówce -nie jestem, aż takim tyranem... uspokój się... -ponownie głośno westchnął -dziś masz dostać tylko zastrzyk.
-Nie chce go... -powiedziałam cicho, uniósł pytająco brwi parząc na mnie.
-Nie pytam cię o zdanie..
-Źle się po tym czuje, co to w ogóle jest? Po co? 
-Sam bym musiał się doinformować -zaczął się śmiać po czym wyciągnął kilka igieł z kieszeni i na siłę zaczął je wbijać w moje żyły z każdą następną było coraz gorzej, mimo wyrywania się był znacznie silniejszy co nawet nie miało żadnego sensu.

-Alicja! -usłyszałam głośny krzyk Toma, zaraz zorientowałam się, że Alex siłuje się ze mną.
-Już wszystko dobrze, jesteś w szpitalu, csiii... -przez sen wydrapałam miejsca po kluciach aż do krwi, zdezorientowana i zapłakana nie wiedziałam co się dzieje. Niebieskooki ścisnął mi ręce w przedramieniu z ogromną siłą, po jednym spojrzeniu było widać dlaczego, krew lała się strumieniami. W pokoju stały już pielęgniarki z przygotowanymi opatrunkami.
Po kilku minutach zatamowali krwawienie a ja padałam ze zmęczenia, siedziałam cały czas wtulona w Alexa który był niemal cały umazany na czerwono przeze mnie, po białej koszulce nie zostało niemal nic białego. Gdy wszyscy wyszli oprócz chłopaka siedzącego ze mną zaczynałam usypiać.
-Co ci się śniło? -oczy nagle mi się otworzymy, a ja lekko podniosłam się patrząc mojemu rozmówcy w oczy.
-Nie chce o tym rozmawiać.
-Kiedyś będziesz musiała -miał racje, musiałam komuś wszystko opowiedzieć, to nie było coś z czym potrafiłam sama się męczyć.
-Uciekł im ktoś o nazwisku White, dostawałam mnóstwo zastrzyków i te szare oczy które widzę wszędzie... -wsadziłam głowę w zagłębienie jego szyi, wtulając się.
-A pamiętasz może co mówili o tym White? I coś więcej o tym który miał szare oczy...
-Niebieskie... Niebieskie włosy... -Wydukałam po czym usnęłam kojona miłym zapachem, przyjemnym dotykiem i poczuciem bezpieczeństwa jakie sobie wyobrażałam w jego ramionach.

Z samego rana obudził mnie doktor dyżurujący sprawdzając temperaturę. Czułam się dziwnie zostając zupełnie sama w tej ciszy kiedy nikt nie wszedł po wyjściu lekarza. Do pokoju po chwili wszedł Tom uprzednio pukając. Uśmiechnął się widząc, że siedzę na łóżku. W ręce trzymał nie małych rozmiarów torbę.
-Cześć -zaczął niepewnie.
-Hej.
-Przyniosłem ci ubrania i mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia -usiadł na krześle obok łóżka. Czułam się jakaś strasznie zdezorientowana.
-Jaką? -próbowałam się uśmiechnąć lecz nie wyszło to nawet w niewielkim stopniu jakbym chciała.
-Pojedziesz ze mną i kilkoma innymi osobami do domku w lesie, tam tez jest jezioro nie, aż tak daleko i w ogóle, odpoczęli byśmy tam, Karolina też tam czasem bywa więc z siostrą byś bywała częściej, mieli byśmy wszystko na oku i wiesz takie tam.. -mało do mnie docierało to co mówił. Niepewnie patrzył na mnie, łapczywie łapał powietrze wypowiadając wszystko na jednym wdechu.
-Ok -myślę, że to w sumie będzie dobry pomysł by dojść do siebie, do szkoły i tak już pewnie nie wrócę, zostanę bez wykształcenia modląc się że wszystko załatwię na piękne oczy.
-Naprawdę? -cały się rozpromienił, nie bardzo rozumiałam czemu.
-Tak, jest mi to obojętne -i znowu ten mój krzywy uśmiech który był straszny.

___

Byłam już w drodze do tego niewiadomego mi miejsca. Siedząc w czarnym samochodzie nie znanej mi marki gapiłam się ślepo przez szybę. Miałam na sobie wygodne, niebieskie dżinsy, białą koszulkę na ramiączkach i granatową rozpinana bluzę. Mimo tego było mi wciąż zimno. Obok mnie siedział Tom który prowadził żywiołową rozmowę z dziewczyną o niebieskich włosach która siedziała z przodu. Prowadził brunet, który wyglądał na dużo starszego od reszty, lecz wciąż mógł by być atrakcyjny dla wielu pań. Jego prawa dłoń trzymana na kierownicy miała wiele blizn które oszpecały. Moje sińce też oszpecały, na tą myśl owinęłam się bardziej bluzą.
-Alicja jest ci zimno? -odwróciłam szybko wzrok wlepiając się w przyjaciela.
-T-trochę.. -wydukałam nie chcąc się przyznawać.
-To czemu nic nie mówisz -uśmiechnął się życzliwie sięgnął na tył samochodu i w ten oto sposób dostałam milusi czarny kocyk na własność. Pachniał tak.. tak niesamowicie i miałam dziwne wrażenie, ze gdzieś już czułam ten zapach.
-Dzięki -rzuciłam krótko wtulając się w koc i czując jak policzki robią się czerwone.
-Hah.. już w sumie jesteśmy na miejscu, ale koc możesz wziąć nikt się raczej za niego nie obrazi -puścił do mnie oczko po czym wysiadł szybko z samochodu witając się od razu z młodym chłopakiem, zapewne młodszym od niego. To piegowaty przystojniak o szarych oczach, bujnej, jasnej brązowej czuprynie i idealnie białym uśmiechu. Wysiadłam przytulając do siebie czarny koc i od razu natrafiłam na znajome spojrzenie niebieskich oczu.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 29 cz2


-Nie jestem pewien czy powinnaś tam wracać teraz -mówił to Tom który właśnie wchodził do pokoju.
-Dlaczego? -spytałam niepewnie.
-Twoich krewnych nadal nie ma, Karolina znika na całe dnie z Bastianem, więc bardzo trudno na nią w ogóle trafić, żyją jak chcą a ja uznali za zaginioną i tym lepiej... dużo trzeba będzie ci wyjaśnić złotko. A z twoim obecnym stanem nie będziesz potrafiła funkcjonować sama... I mam bardzo ważne pytanie.. -zamilkł nagle.
-Jakie?
-Co pamiętasz z ostatniego miesiąca -uśmiechnął się miło, natomiast Alex tracił go łokciem w nogę. Zrobiło mi się słabo, lecz pamiętałam niewiele, urywki które wracały do mnie we snach.
-Nic.. -skłamałam nie chcąc się z niczego tłumaczyć. Tom spojrzał na mnie z grymasem i pokiwał twierdząco głową mrukając coś pod nosem. -Nie chce tutaj zostać.. poradzę sobie w domu -uśmiechnęłam się smutno.
-Alicja... Nie ma nawet o tym mowy.. Nawet nie wiesz jak bym się o ciebie martwił.. -mój przyjaciel o którym wiedziałam tak niewiele naprawdę wyglądał na zatroskanego.
-Chyba, że chcesz zamieszkać ze mną pewien czas -spojrzałam zdziwiona na Alexa, Tom również wyglądał na bardzo zdziwionego. Zamrugałam kilka razy nie wiedząc co odpowiedzieć.
-No pewnie, że chce -zielonooki chłopak zdecydował za mnie szturchając chłopaka trzymającego wciąż moją dłoń. Już chciałam coś powiedzieć kiedy do pokoju weszła pielęgniarka wraz z doktorem dyżurującym. Chłopaki zostali wyproszeni a ja miałam być zaraz oglądana przez doktora.
-Jak się czujesz? -spytał niskim głosem wpatrując się w kartę pacjenta, okrągłe okularki powiększały jego małe oczy, zmarszczki przykrywała w większości broda i wąsy.
-Niezbyt dobrze, wszystko mnie boli -pielęgniarka chodziła w kółko przekładając leki kilka razy w to samo miejsce.
-Hm.. -starszy pan postukał się długopisem po brodzie po czym dopiero spojrzał na mnie, pierwszy raz odkąd tu wszedł -dobra wiem, że jesteś prawie naga i nie to żeby mnie to cieszyło ale i tak muszę cię zbadać.. Podnieś się i spuść nogi z łóżka w moją stronę -zarumieniłam się miałam na sobie tylko luźną koszulę i majtki. Doktor pomógł mi się podnieść i usiąść jak powiedział. Uważnie przyglądałam się jak odpina kilka guzików od dołu koszuli aż do piersi pozostawiając je zakryte, cieszyło mnie to, nie chciałam siedzieć przed nim niemal naga. Położył ręce na brzuchu lekko przyciskając a z każdym dotknięciem słysząc moje syknięcia, potem ręce skierował na żebra uważnie i mocno jeżdżąc po nich palcami co sprawiało dużo bólu po minucie rozpłakałam się, po jakiś zaś dwóch minutach skończył sprawdzać żebra. Tak samo sprawdził resztę ciała wywołując mój płacz i ogromny ból. -Połamane nic nie masz -uśmiechnął się smutno wiedząc, iż strasznie cierpiałam. Pomógł mi się ułożyć z powrotem na wygodne łóżko. -Siostro leki przeciw bólowe dożylnie i posmarować maścią całą dziewczynę -napisał jeszcze coś na karcie po czym chciał wyjść.
-Przepraszam panie doktorze... -odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony -mogę posmarować się sama? -w tym czasie pielęgniarka wykonała zastrzyk do kroplówki do której byłam cały czas podłączona -i kiedy mogę opuścić szpital? -uśmiechnął się z troską.
-Możesz sama, siostra da ci tą maść i jutro będziesz mogła inaczej twoi przyjaciele zamęczą mnie prosząc o wypuszczenie ciebie -zdziwiona popatrzyłam na niego a ten po chwili wyszedł. Dostałam sporą maść która miała uśmierzyć jakoś cały ten ból. Po wyjściu personelu do pokoju wszedł tylko Alex zasłaniając szybkę przez którą można było zaglądać do pokoju, wryta patrzyłam co robi i zastanawiałam się przede wszystkim po co. Zbliżył się do łóżka i wziął ode mnie maść nie pytając o zdanie, usiadł mi w nogach i wyciskając jej odrobinę wziął moją stopę i zaczął wsmarowywać maść. Zaskoczona patrzyłam na niego nie mogąc nic powiedzieć.
-Wybacz, ale wszystko słyszałem co mówił lekarz... A po tobie już widzę, że już jesteś i tak strasznie przemęczona tymi badaniami i gdybym miał patrzeć jak dalej się męczyć... -urwał chyba nie wiedząc co powiedzieć dalej... Te słowa jakoś głęboko trafiały mi do serca, cała ta troska, chłopaka którego mniej znałam niż Toma. -Ładnie wyglądasz z rumieńcami -zaśmiał się tak beztrosko, tak, że mogła bym słuchać tego całymi dniami nie mając dość, muzyka dla duszy. Złapałam się za policzki uciekając gdzieś wzrokiem dookoła. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy te zimne dłonie przekroczyły kolano idąc co raz to w gorę kojąc zimnym dotykiem i lekkim masażem. Kiedy szedł tak cały czas w górę po udzie moje serce zaczęło szybciej walić, zasłoniłam twarz dłońmi czując, że robię się czerwona jak burak. Chłopak tylko się zaśmiał.
-No co się śmiejesz!? -krzyknęłam nagle siadając i zaraz z powrotem opadając na łóżko.
-Bez powodu -z tym swoim uśmiechem siedział i zaczynał masować drugą nogę. -Mam nadzieje, że nie robię tego za mocno, nie mam zbytnio wyczucia -rzucił szybko wpatrując się we mnie.
-Nie.. Jest miło... -spojrzałam na niebo za oknem ponownie uciekając od wzroku niebieskich oczu.
-Choć tu bliżej i usiądź do mnie tyłem-bez chwili wahania wykonałam prośbę. Siedziałam teraz przodem do okna ale także i tyłem do drzwi. Lekko przytulił się do mnie od tyłu dając swoje dłonie do przodu i odpinając resztę guzików które zostały po badaniach lekarza, czułam się tak strasznie skołowana w jego obecności. Gdy skończył je odpinać koszula zaczęła się zsuwać po moich ramionach, szybko ją złapałam głośno zaciągając się powietrzem.
-Alicja... Spokojnie -cofnął ręce dając do zrozumienia ze nie chciał źle.. Przynajmniej ja tak to odebrałam. -Musze posmarować ci plecy i żebra.. Rozumiem, że mi nie ufasz bo nie masz nawet najmniejszych powodów co do tego ale będzie cię mniej bolało, przykryj koszulą się z przodu -głos miał spokojny i łagodny, istny dar przekonywania. Drżącymi rękoma powoli zdjęłam koszulę i szybko przytuliłam ją do piersi oglądając się za siebie nerwowo. Zauważyłam tą jego smutną minę i wtedy łza wymknęła mi się z oka. -Nie płacz... -poczułam jego klatkę piersiową na swoich plecach a zaraz oplatające dłonie które złapały lekko za moje drżące. Swoją głowę wtulił w mą szyje. Był to najmilszy dotyk jaki kiedy kol wiek w życiu doświadczyłam. W tej chwili byłam jednocześnie zaskoczona, przerażona i tak cholernie bezpieczna. Z każdą minutą rytm mojego serca powracał do normalności. Wplotłam niepewnie dłonie w jego palce.
-Mogę się stąd nie ruszać? -spytałam niepewnie, w odpowiedzi szybko podniósł głowę zapewne zdziwiony pytaniem.
-Oczywiście -ponownie wtulił się we mnie.

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 29 cz1

12 listopada 1798r.
Z błędami poprzez życie.
Cały czas popełniam jakieś błędy, w sumie nawet nieświadomie, lecz widzę to teraz. Musze wszystko naprawić, zacząć iść naprzód, czuję jakbym cały czas się cofał, co wcale nie zbliża mnie ani trochę do mego celu. Wiele osób mogło by rzecz, iż wcale się nie staram je odnaleźć, ale tak nie jest.
Znalazłem nowego towarzysza podróży, możliwe iż jest ode mnie starszy wiekowo. Nie przejmuje się tym, ma na imię Aleksander. Mimo, iż mało o sobie wiemy zaufanie jest tu naszą polisą. 
Kyle Moore


Siedziałam przytulona do niego tak pewnie kilka minut, lecz mi to wydawało się wiecznością. Dawno nie czułam niczego jak teraz. Szybko uspokoiłam płacz, lecz nie chciałam by odchodził. Trzymałam go mocno za koszulkę blado fioletowymi dłońmi mocno je zaciskając. Wtuliłam powoli głowę w jego ramie wsłuchując się w spokojny rytm serca. Nagle złapał mnie delikatnie za zaciśniętą pięść. 
-Alicja.. ja nigdzie się nie wybieram spokojnie -szybko rozluźniłam obie ręce, ufałam mu. 
-Przepraszam... 
-Nie masz za co, ja tu powinienem przepraszać ciebie, jest mi przykro z powodu tego co się stało.. Zawaliłem to... -jego puls momentalnie przyśpieszył, cierpiał. Nie tylko ja cierpiałam przez ten cały czas. Utuliłam się w niego bardziej.
-Dla mnie liczy się teraz ten moment -powiedziałam niemal szeptem po czym odpłynęłam, chcąc nie chcąc zmęczona usnęłam wsłuchana w niespokojny rytm serca. 

Otworzyłam ponownie oczy, Alex siedział obok trzymając mnie za rękę. Byłam cała przepocona z przyśpieszonym oddechem, a te niebieskie oczy smutno wpatrywały się we mnie. Wyciągnął rękę którą za chwilę pogładził mnie po policzku, była chłodna co było niewielkim ukojeniem niewiadomego pochodzenia bólu. Położyłam wolną dłoń na jego dłoni przymykając na chwilę oczy rozkoszując się tym delikatnym dotknięciem. Pociągnęłam zimny dotyk dalej na szyję a potem ramię, co było naprawdę miłe mimo zimna. Kiedy otworzyłam oczy napotkałam niepewny uśmiech chłopaka przyglądającego się mi.
-Kiedy mogę wrócić do domu? 

Obserwatorzy