wtorek, 30 września 2014

Rozdział 27

Miesiąc później

Alex
-Ona zaginęła, nie potrafię jej odnaleźć, jestem do niczego. Zabrali mi sprzed nosa jedyną dziewczynę na której mi zależało.. -chłopak upił kolejny łyk wina z butelki, nie był pijany, ani podpity, alkohol mało co na niego działał.
-Kurde Alex uspokój się znajdziemy ją -w tym czasie do pokoju weszła dziewczyna o niebieskich włosach rzucając rozmówcom białą teczkę na stół. Oboje przestali pić. Niebieskooki pierwszy chwycił dokumenty. Przeglądał po kolei każdy papier jaki tam był podając koledze obok.
-Niemożliwe... -Alex łapać się za głowę nie wiedział już co zrobić, łzy poleciały mu po policzkach. Tom uważnie przeglądał wydruki a na końcu zdjęcia dziewczyny w czarnej bieliźnie z kompletnie zniszczonym ciałem. Na zdjęciach ciele były liczne cięcia, siniaki. Tą dziewczyną była Alicja.
-Przyszło pocztą.. -dziewczyna po chwili odezwała się. -On chce pokazać wyższość nad nami, myśli że nic nie możemy zrobić.. Ale się myli -rzuciła drugą teczkę na stół tym razem czarną. -Nikt już do niej nie zaglądał. -Dajcie spokój.. Mój tropiciel się odezwał, wie gdzie ona jest. -Mężczyźni spojrzeli na nią równocześnie. -Jedzie ze mną tylko jedna osoba zdecydujcie się, mamy około godzinę gdy jest sama, liczy się czas. Za 5 min na dole jeden z was.  -żaden nie zastanawiał się długo, Alex zszedł od razu za dziewczyną a przyjaciel nie protestował. Znajomi wsiedli do czarnego samochodu, chłopak za kierownicą. Zaraz ruszyli z piskiem opon.
Droga była długa, lecz samochód rozpędzał się niekiedy do trzystu kilometrów na godzinę. Zaparkowali zaraz przy wejściu do starego budynku. Znajomi niepewnie weszli razem do środka. W środku od początku prowadził wąski korytarz, który potem rozwidlał się na kilka innych.
-Za mną, nie mamy wiele czasu -niebiesko włosa ruszyła biegiem a chłopak za nią. Poruszali się w niezwykłym tępie, choć dziewczynie dużo brakowało do szybkości towarzysza. Korytarze, jak i przeróżne schody zaprowadziły ich pod ziemię. W końcu trafili do sporego holu, oświetlonego białym światłem. Na środku pomieszczenia stała klatka przykryta czarnym materiałem, miała ona może z metr wysokości.
Alex w niewyobrażalnym tępie znalazł się przy klatce zdejmując z niej płachtę, w środku leżała skulona dziewczyna trzęsąc się. Mimo zgrzytania zębami wyraźnie spała. Chłopak rozwalił kłódkę i bez problemu otworzył klatkę, ostrożnie dotknął swoją ukochaną, obudziła się. Krzyczała wyrywała się, błagała by zostawił ją w spokoju. Na beton spadały po kolei krople łez.
-Boże Alex nie płacz.. -Sara chciała go pocieszyć przyglądając się całej sytuacji, lecz nie bardzo wiedziała jak. Podeszła i jednym szybkim ruchem wyciągnęła koleżankę za nogi z klatki. Nie ruszała się, patrzyła ślepo w górę.
-Alicja.. -ślepy wzrok powędrował w stronę głosu, kroki chłopaka wystraszyły więzioną do tej pory dziewczynę, momentalnie zaczęła uciekać.

Alicja
W głowie miałam tylko koszmar mienionego miesiąca, nawet ciche tupanie szczurów, budziło mnie i straszyło. Nieznana mi osoba wielokrotnie przez te trzydzieści dni, katowała mnie biczem, pięściami i czym popadło w rękę, wielokrotnie ten człowiek też się do mnie dobierał, lecz na szczęście tylko na takim straszeniu mnie się kończyło.
Obudziło mnie dotknięcie zimną ręką, zaczęłam krzyczeć, nie chciałam tego znowu. Wyciągnięto mnie za nogi z tej uporczywej klatki. Leżałam patrząc w górę, chciałam płakać, lecz nie miałam na to sił, kiedy oddech mi się zestopniowywał i usłyszałam kroki od razu rzuciłam się do biegu. Nie myślałam, uciekałam. Aby dalej przed siebie, słyszałam też swoje imię, nie rozpoznałam głosu. Dziewczyna o niebieskich włosach zagrodziła mi drogę, jej oczy zabłyszczały czerwienią. Zatrzymałam się.
-Alicja, to ja Alex.. -nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć, to niemożliwe. Bałam się odwrócić, zawieść się, dostać kolejny raz w twarz. -Alicja, błagam cię, popatrz na mnie -usłyszałam kroki i znów zaczęłam biec. Tym razem zmaterializował się przede mną chłopak na którego wpadłam. Chciałam się wyrwać, lecz ten zamknął mnie w swoich objęciach, nakładając na mnie bluzę. Poczułam tak znajomy zapach.. A kiedy spojrzałam w górę straciłam przytomność.

czwartek, 25 września 2014

Rozdział 26

-Alex.. -uśmiechnęłam się lekko, sama nie wiedziałam czemu, po prostu miałam wewnętrzną ochotę na to. Wiedziałam, że on chce coś powiedzieć, lecz w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Tom otworzył, stała tam niemrawa babcia, wręczyła jakiś list dla chłopaka i odeszła w pośpiechu, niespokojnie zerkając na mnie. Przyjaciel podał mi kopertę, spojrzałam na nią.

Alicja Moore
Zaginęli twoi wujowie prawda? Pewnie też i siostra. A ty będziesz następna.
Margines

Patrzyłam długo w mała karteczkę która znajdowała się w kopercie, poczułam łzy na policzkach, a potem czyjś lekki uścisk. Chwilę potem karteczka została mi zabrana a ja stałam wtulona w Alexa. Nie mogłam w to uwierzyć taki chłopak mnie tulił, ktoś kto nigdy nie powinien zwrócił na mnie uwagi. Chłopak w którym się zakochałam, tak nie mogłam okłamywać samej siebie kochałam go, od początku mnie coś z nim połączyło i mimo iż prawię go nie widuje brakuje mi jego całego. Zaraz potem rozpłakałam się na dobre.
-Csii... All.. Będzie wszystko dobrze -po czym poczułam coś delikatnego na czole, spojrzałam w górę. Jego różowe mięciutkie usta, złożyły buziaka na moim czole. Mimo iż łzy mi leciały strumykami, uśmiechnęłam się, uśmiechnęłam się do tego chłopaka. Do chłopaka przy którym cały czas chcę się uśmiechać. 
-Ja pójdę już do domu.. -powiedziałam niepewna po czym wyślizgnęłam się z objęć chłopaka.
-Odprowadzić cię? -zapytał, Tom cały czas się wszystkiemu przyglądał.
-Nie -uśmiechnęłam się szeroko, wciąż czując jak łzy spływają mi po policzkach -dojdę sama -już chciałam wychodzić kiedy przyjaciel złapał mnie za rękę.
-Jesteś pewna? Odprowadzimy cię.. -martwił się, widziałam to po nim.
-Wiem jak dojść do domu -jeszcze raz się uśmiechnęłam.
-To może chociaż przyjedziemy potem sprawdzić jak się miewasz? 
-Dobrze -wyszłam już bez słowa, zatrzaskując za sobą drzwi. Rozpłakałam się bardziej, wiedziałam że mogłam zostać, wciąż się do niego tulić.. Ale głupia musiałam zrobić inaczej. 
Gdy byłam blisko domu, poczułam ból w tyle głowy, a potem już nie czułam nic. Pustka.


19 października 1798r.
Łapacze powrócili, nie wiem co mam robić. Stanowią poważne zagrożenie dla naszej rasy. Śmierć tym razem nabiera znacznie inne znaczenie. Myślałem, że ich pokonaliśmy, że jesteśmy bezpieczni, że nigdy nie powrócą. Bezpieczna bańka mydlana prysła, teraz rodziny będą się bać o swoje małe córeczki, które będą narażone na potępienie i utratę nieśmiertelności. Brudni są blisko nas..
Podążam z wioską która wciąż ucieka od nich przemieszczając się z dnia na dzień. Na początku dawało to duże szanse na przetrwanie, lecz oni szybko się uczą, stanowczo za szybko. Ta jedna rasa oddana przez Boga diabłu, nigdy nie zrozumiem dlaczego pan tak postąpił. Diabeł nie szczędzi nam przykrości, jego poddani są potężni i niewielu z nich przyjmuje szlachetną, czystą krew którejś rasy. Nie wyobrażam sobie życia pośród nich, krzywda innych przeraża mnie, a oni robią to na co dzień. 
Nie wiem co teraz robić, miałem odłączyć się od osady w ciągu tych kilku dni gdy dotrzemy do jednego z ważnych miejsc dla mnie do przeszukania, ale teraz wszystko się zmieniło. Nie mogę pozbawić ich obrony którą mogę zaoferować. To by było wbrew moim zasadom. Myślę, iż wymyśliłem już w miarę dobrą taktykę by pokonać tych kilku łapaczy, by ta niewielka osada miała spokój na jakiś czas, a ja mógł wyruszyć na swoje poszukiwania.
Codziennie modlę się do Boga o spokój i bezpieczeństwo dla mych siostrzyczek, które na pewno znajdę i już zawsze będą bezpieczne. 
Kyle Moore 

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 25

Tymczasem u Alexa
Telefon dzwonił już z piąty raz, chłopak bardzo niecierpliwił się kto i co może od niego chcieć. Bardzo winił siebie, iż musiał zejść tak nisko by prosić tę kobietę o pomoc.
-Może odbierzesz ten zasrany telefon? Ciągle tylko dzwoni i dzwoni. Nawet nie wiesz jak mnie to denerwuje .. -wysoka blondynka która odznaczała się nieskazitelną figurą osy, siedziała na fotelu przy jej ulubionym kominku z grymasem na twarzy popalając papierosa.
-Nie moja droga, nie odbiorę, zwłaszcza przy tobie -czarnowłosy rozłożył się jeszcze bardziej na kanapie próbując przysnąć.
-To ja go odbiorę -Callisto wstała wolno kierując się do telefonu leżącego na wyciągnięcie ręki chłopaka. Gdy sięgnęła po urządzenie, Alex szybko złapał jej nadgarstek ściskając dosyć mocno.
-Jestem tu po to byś mi pomogła -otworzył oczy i spojrzał na nią oskarżycielskim tonem -a nie odbierała moje telefony -nie pozostało mu nic niż tylko wyciszyć dzwoniący dzwonek.
-Alex, kochanie.. Kiedy my się tak oddaliliśmy od siebie? -blondynka szybko zmieniła grymas, zachowanie i z wrednej pani domu stała się uwodzicielską kochanką. Bardzo liczyła by odzyskać zaufanie swojego byłego mężczyzny, był dla niej w tych czasach bardzo potrzebny. Nachyliła się nad nim licząc, że ma go w garści i kilka buziaków załatwi sprawę.
-Nie przeginaj, nie chce mieć z tobą nic wspólnego i żałuję, że kiedyś miałem. Przyszedłem prosić cię o pomoc ten jeden raz, możesz już w końcu zdecydować czy mi pomożesz? I co za to chcesz? -odepchną ją od siebie a ona znów zmieniła zachowanie. Wiedziała, że jeśli mu pomoże będzie miała go w garści za jakiś czas, przysługi dla niej nie były małe. Dużo można było stracić, za to ona miała wiele.
-Dobrze, jutro rano wyjdziemy i załatwimy to szybko, nie mam zbyt wiele czasu by pomagać jakimś zwierzętom.. 

Następnego dnia z samego rana była para zjawiła się pod drzwiami Toma. Alex wszedł pierwszy, otwierając zamek kluczem, rozglądnął się po mieszkaniu i już żałował, że zostawił przyjaciela samego.
-Idź przyprowadź go, nie będę zagłębiać się w ten smród -blondynka machnęła ręką, stając w progu. W domu panował lekki zaduch, kobieta stanowczo przesadzała ze swoimi słowami.
Szukana osoba słodko sobie spała, lecz nie sama. Bohater bardzo się zdziwił wchodząc do sypialni, dziewczyna która mu od początku się spodobała, spała przytulona do swojego przyjaciela. Poddenerwowany chłopak zaczynał wątpić czy aby na pewno tą dwójkę łączy tylko przyjaźń. Ściągnął ostrożnie Toma z łóżka nie budząc czarnowłosej, która wyglądała na taką spokojną jak spała. Mężczyźni migiem znaleźli się w progu mieszkanie gdzie Callisto już na nich czekała.
-Nie mam czasu, ktoś do mnie dzwonił muszę iść -złapała śpiącego chłopaka za głowę, ściskając dosyć mocno by ten popatrzył jej w oczy. Kobiecie szybko lecz stopniowo poczerniały gałki oczne, a czerń żyłkami rozlała się na policzki i w okolicę oczu. Tom stracił przytomność, a ręce blondwłosej pozwoliły mu upaść na ziemię.
-Nie ma za co -powiedziała -ale teraz muszę spadać, przez kilka dni nie będzie miał apetytu to wszystko, a ja odezwę się jak będzie mi potrzebny, prędzej czy później coś dla mnie zrobisz -czerń zeszła jej z twarzy ale nie z tęczówek, Alex wiedział jak to działa, a także to, iż tak nie powinno się stać. Callisto niemal rozpłynęła się w powietrzu zatrzaskując drzwi za sobą. Tom obudził się i trzymając się za głowę sam wstał nim przyjaciel zdążył go podnieść.
-Co się stało? -spojrzał w te smutne niebieskie oczy.
-Pomogłem ci, jeszcze nie wiem za jaka cenę, ale z tobą już wszystko będzie dobrze -smutny uśmiech zawisł na jego twarzy.
-Alex.. co zrobiłeś?
-Ważne jest to, że z tobą wszystko dobrze -poklepał przyjaciela po ramieniu -musimy pogadać o Alicji... -uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Alicji? Dlaczego? Wszystko z nią w porządku, przecież śpi w moim po... -nagle ucichł rozumiejąc o co chodzi, zaczął się momentalnie śmiać, czując że jest już sobą, że tak może. Teraz to on złapał kolegę za ramię -Alex -szeroko się uśmiechnął -ona jest moją przyjaciółką, przyszła wczoraj, nie pamiętam co się dokładnie działo tutaj, ale wiem, że tylko mnie usypiała, nic miedzy nami nie jest -zaczął się znowu śmiać. -Jest twoja -puścił oczko, po czym rozglądną się dookoła -oooo matkooo... -krzyknął po czym złapał się za głowę -toć ja to będę wieki sprzątał..
-Tom? Coś się stało? -oczy mężczyzn skierowały się w stronę niewielkiego korytarza do sypialni. Alicja stała patrząc się na obojgu niewyraźnie pocierając oczy. Widać było, iż jest kompletnie zaspana. Alex'owi serce zabiło szybciej.

Alicja
Obudził mnie jakiś krzyk, leniwie ściągnęłam się z łóżka idąc sprawdzić co się dzieje. Byłam trochę zawiedziona, pierwszy raz od kilku dni spało mi się naprawdę dobrze. Przecierając oczy szłam w stronę krzyku.
-Tom? Coś się stało? -kiedy ustałam i przestałam trzeć powieki zamarłam. Stał tam Tom jak i Alex. Kompletnie nie wiedziałam jak zareagować, cała moja senność odpłynęła w jednej chwili.

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 24

Stojąc pod drzwiami Toma obawiałam się czegoś, sama nie wiem dokładnie czego. Tyle ostatnio zwaliło mi się na głowę, że już nie potrafiłam trzeźwo myśleć, byłam tak strasznie pogrążona w smutku i niepokoju. Zapukałam raz, drugi. Nikt nie otwierał. Pięć minut patrzenia w drzwi z obojętną miną i kolejny raz pukam. Nic, cisza. Kolejne pukanie, nikt nie otwiera, słychać tylko jak przewraca się jakiś mebel. Nie myślałam, pukałam dalej, teraz już wiedziałam że ktoś tam na pewno jest.
-Tom, otwórz, wiem, że tam jesteś. -cisza, a ja dalej pukam. Za oknem robi się coraz ciemniej, a światło na klatce co raz to gaśnie przyprawiając mnie o dreszcze na całym ciele. Miałam już tego dość, podeszłam do drzwi i walnęłam w nie pięścią raz, drugi. -Tom ja chce tylko pogadać, nie rób mi tak -klamka się poruszyła, a drzwi uchyliły. Weszłam ostrożnie do środka, zaraz przy drzwiach stał mój przyjaciel. Wyglądał bardzo źle i.. płakał, nie mogłam w to uwierzyć.
-Zamknij drzwi, narobiłaś trochę hałasu a to nie dobrze wiesz? -popatrzył na mnie tymi smutnymi zielonymi oczami i lekko się uśmiechną. Zamknęłam drzwi, on w tym czasie otarł policzki i usiadł w salonie na kanapie. Wszędzie panował istny chaos.
-Co tu się stało? -chłopak niechętnie rozglądną się na boki i popatrzył na mnie, w słabym świetle małej lampki która jedyna się tu paliła dostrzegłam czerwień w tych oczach, był przemęczony, pewnie dużo płakał, dobiło to jeszcze bardziej moje samopoczucie.
-No ten.. poprzewracało się tu kilka rzeczy, no jak widać zresztą, no to wszystko moja wina, nie bardzo panuje nad sobą no i latają po domu rożne rzeczy, no tak to jest -spojrzał na mnie i znów ten smutny uśmiech.
-Tooom.. -nie wiedziałam co mam powiedzieć po prostu podeszłam i go przytuliłam, myślę że mu i mi było znacznie lepiej, w tamtej chwili myślałam tylko o moim przyjacielu.
-Jestem tu sam od kilku dni, no i zrobił się taki bałagan po prostu -wtulił się we mnie bardziej -cieszę się, że przyszłaś, wiesz.. -urwał na moment -jest mi teraz znacznie lepiej, brakowało mi ciebie, jesteś moją przyjaciółką na zawsze -nie spodziewałam się, że kto kol wiek powie mi coś tak miłego, uśmiechnęłam się, mimo tych wszystkich spraw mogłam się uśmiechnąć będąc przy moim przyjacielu. Nastała krótka cisza, bo zaraz ktoś zaczął walić w drzwi, chciałam wstać i zobaczyć kto to, lecz Tom mnie przytrzymał obok siebie dalej tuląc. Wypuścił mnie z objęć, lecz dalej trzymał za ręce. Patrzył mi prosto w oczy.
-Uwierz mi, że dopóki nikt nie da ci znać, że jest twoim znajomym lepiej nie otwierać. I nawet przy tym nie można być pewnym. -spojrzał na drzwi i zaraz znów na mnie -nie podchodź nawet tam, choćby nie wiem co. -W tym momencie puścił moje ręce i podszedł do drzwi, odkrył wizjer i spojrzał przez niego, cały czas się mu przyglądałam. Nie ruszał się z miejsca, tylko patrzył, spojrzał na mnie jakby upewniał się czy dalej tam jestem a potem znów przez wizjer. Zakrył z powrotem małe oczko po czym ostrożnie wycofał się tak by nie dać znaku, że kto kol wiek jest w domu. Usiadł obok mnie. Nagle ścisnął moje ramie, dosyć mocno, cichutko pisnęłam a on momentalnie mnie puścił.
-Tom co ty robisz.. Kto to pukał? -złapałam swoje ramię i zaczęłam je rozmasowywać.
-Ty... -badawczo się na niego popatrzyłam.
-Jak to ja?
-Te osiedle oszalało.. Alex gdzieś zniknął, zostawił mnie, mam zwidy nie wiem co robić -cicho się rozpłakał, nie wiedząc co robić podeszłam do drzwi. Odsłoniłam malutki wizjer i spojrzałam przez niego. Zaraz odskoczyłam, tam naprawdę stałam ja, tylko że z dziwnymi żyłami wychodzącymi na policzkach, białymi oczami i przygarbioną sylwetką. Szybko zasłoniłam mała szybkę i odeszłam od drzwi przestraszona.
-Tom.. -złapałam jego twarz i skierowałam tak by patrzył na mnie a nie w poduszkę -przestań płakać, nie masz zwidów, tam serio stoję ja.. a może lepszym powiedzeniem będzie, że to jakaś moja podróba, nie wiem co tu się dzieje, boje się strasznie, ale masz numer komórkowy do Alexa? -wskazał tylko komórkę leżącą na blacie w kuchni, żeby tam po ciuchu przejść musiałam się sporo natrudzić w tym bałaganie. Numeru nie musiałam długo szukać był zapisany jako pierwszy. Wystukałam w swój telefon dziewięć cyferek, zadzwoniłam. Był sygnał, wyraźnie był, lecz nikt nie odbierał.. Wkurzyłam się, miał pilnować Toma. Czułam się taka bezsilna, próbowałam tam jeszcze z dziesięć razy, ale nikt nie odebrał.
Co chwila zaglądałam w wizjer, a dziwna kobieta raczej nie zamierzała się stamtąd ruszyć. Po jakimś czasie zamknęłam się z moim przyjacielem w pokoju i usypiając go na moich kolanach sama zasnęłam.

sobota, 13 września 2014

Rozdział 23

17 września 1798r.
Znów ich zgubiłem, moje dwie małe siostry. Rodzice postradali zmysły, nie mówią im wszystkiego. Od początku wiedziałem, że tamtego dnia powinienem ich się pozbyć gdy wszystko zaczynało być tak jak nie powinno. Ta wiedźma ich zmieniała, któregoś dnia dorwę ją jak i jej wspólnika zakończę ich żywot raz a dobrze. 
Tym razem poszukam na wschodzie, kończy mi się czas, one dorastają, starzeją się, umierają. Z każdym nowym życiem wyglądają inaczej, a rodzice nie mówią im jak mogą zatrzymać swoje wspomnienia, obecne ciało, życie. Sam nie wiem już co robić, niemal wszystko poświęcam na szukaniu sióstr. Nawet jeśli wpadnę na ich trop, zaraz to gubię, jak można szukać jakiej kol wiek osoby nie wiedząc jak ona wygląda. Poważny mętlik zawitał w mojej głowie, muszę dogłębnie pomyśleć co dalej. 
Mam nadzieje, ze przynajmniej wychowują się na dobre kobiety, choć przykładnych rodziców to nie mają. Ja ich znajdę, kiedyś poznają całą prawdę, będą starały się o własne bezpieczeństwo tak jak powinny dotychczas.
Kyle Moore


Obudziłam się we własnym łóżeczku, nie pamiętając wczorajszego wieczoru, ta pustka w głowie zaczęła mnie prześladować. Nie wiedziałam czy zrobiłam wczoraj jakiś krok do Toma czy też nie, było zbyt uciążliwe dla mnie taka niewiedza, lecz musiałam wstać z łóżka i żyć dalej.
Mój niebieski kolega Mike, tak właśnie zaczęłam go nazywać przez te niebieskie włosy i oczy, cały dzień tylko spoglądał na mnie z poważną zamyśloną miną. Po jakimś czasie po prostu zaczęłam się z tego śmiać, było to irytujące, ale i głupkowate. Z zamyśleń wyrwał mnie sms.
Co tam porabiasz mała?
To Katherine, zupełnie wyleciała mi z głowy. Przez kilka minut siedziałam i głowiłam się jak osoba która bardzo mi pomagała wyleciała mi z głowy, było to dla mnie trochę nierealne.
Szkoła.
Odpisałam pod ławką tak by nauczyciel nie widział, choć w sumie i tak nikt nie zwracał na mnie uwagi, no nie licząc niebieskiego kolegi. Po chwili dostałam sms zwrotny.
Zwijaj się czekam przed szkołą, widzę cię w oknie, wychodź, masz pięć minut ;*
wyjrzałam przez okno i rzeczywiście tam była, zdziwiłam się. Może była w pobliżu i tylko podeszła do tego okna, ale skąd mogła wiedzieć gdzie mam teraz lekcje...
Nie mogę.
Choć, nie marudź...
Nie umiałam się wymigać ani dla nauczyciela, ani dla przebiegłej blondynki. Wstałam i zapytałam czy mogę wyjść bo się źle czuje, nauczyciel o dziwo od razu mnie wypuścił. Czy to mój szczęśliwy dzień?
Gdy wyszłam ze szkoły, Katherine rzuciła we mnie gazetą.
Wczorajszej nocy porwano młoda dziewczyne podobno nazywała się Karolina Moore. Świadkiem była starsza kobieta która od razu zadzwoniła na policję, niestety nie udzieliła zbyt wielu pożytecznych informacji. Policja jest w trakcie szukania jakich kol wiek tropów, osoby które coś wiedzą są proszone o kontakt pod numer alarmowy policji.
-Co to jest? -zapytałam patrząc się w gazetę jak w wenecki obraz.
-Widziałaś wczoraj swoją siostrę? Wujostwo? -faktycznie.. gdy teraz o tym myślę od wczoraj na żadne z nich nie trafiłam w ciągu dnia.
-Nie -po chwili zaczęła docierać do mnie powaga sytuacji. -Ja muszę ją znaleźć, ja muszę jej poszukać, przeszukam całe to miasto, znajdę ją -czułam jak mokną mi policzki, jaka jestem bezradna w tej sytuacji choćbym nie wiem co chciała zrobić, przyjaciółka nic nie mówiła już tylko przytuliła. Wtuliłam się w nią, czułam jej ciepło. Moja siostra jest gdzieś sama, beze mnie, bez pomocy, co ja teraz zrobię.
Pojechałam z Katherine na policję, opowiedziałam wszystko co wiem, o tym jak dziwnie się zachowywała, o Bastianie, Alexie, szpitalu, tym jak ich poznałyśmy. Wszystko co było związane z moją siostrą. A przede wszystkim o tym, że wujostwa też nie ma, zostałam sama, blondynka musiała szybciej wyjść z policji coś załatwić i zostałam kompletnie sama, bez żadnego wsparcia, poczucia bezpieczeństwa.
Po przesłuchaniu zaproponowano mi jakiś nocleg bym nie musiała być sama w domu, lecz odmówiłam i obiecałam że gdyby mi czegoś brakowało zgłoszę się tam. Funkcjonariusz nadzorujący był już starszym panem, bardzo miłym i widziałam troskę w jego oczach. Stojąc przed budynkiem w którym niedawno mnie przesłuchiwano, złapałam się jednej myśli, jeżeli spotkam Toma to i Alexa, a z kolei ten powie mi coś o Bastianie, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu który jedzie właśnie w tamtą stronę, mając nadzieję na odrobinę szczęścia. Ludzie przemieszczający się komunikacją miejską w tą stronę byli dosyć dziwni i przeważnie zaniedbani. Cieszyłam się kiedy pojazd zatrzymał się na przystanku na którym miałam wysiąść, ludzie czym bliżej nocy zachowywali się dziwniej. Gdy wysiadłam zaczęli się niespokojnie poruszać i rozglądać, na moje szczęście każdy pojechał dalej. Czułam się trochę jak jakiś obiadek.

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 22

Szybko znalazłam się w domu podwieziona samochodem Alexa. Nie rozumiałam dokładnie dlaczego tak by miało być. Wciąż zadawałam se pytanie dlaczego? Nie chciałam tego tak zostawiać, miałam jego adres. Chciałam tak zajść któregoś dnia i jeszcze o wszystko wypytać.
7.03.2012
Tym razem to nie ja od czegoś uciekam a Tom, ucieka ode mnie. Nie jestem mała dziewczynką umiem sobie radzić, umiem pomagać też innym. Chce mu pomóc. Opowiedział mi dziwne historie, mało z tego zrozumiałam, ale czuje się inaczej niż zwykle. Spotkam się z nim jeszcze w tym tygodniu. Dziś też widziałam Aleksa jest coś co bardzo mnie do niego ciągnie, co natomiast muszę kryć w sobie. On jest taki tajemniczy, daleki, niedostępny, nie mój.
Kolejny poranek w którym muszę wstać i żyć. Od wczoraj zaistniała we mnie jakaś straszna melancholia której nie mogę się pozbyć, wciąż myślę o tym co powiedział mi mój przyjaciel.
Usiadłam na końcu klasy w ławce przy oknie, dziś nie było niebiesko-włosego kolegi z klasy. Przesiedziałam przez wszystkie lekcje niemal nieruchomo ciągle patrząc w okno. Co z kolei było dziwne gdyż żaden nauczyciel nie zwrócił mi uwagi czemu nie skupiam się na lekcji. O godzinie 17 gdy skończyły się lekcje wciąż nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nigdy jakoś nie miałam takiego humoru. Ze szkoły wyszłam później niż inni, stałam przy swojej szafce na parterze patrząc jak ostatni uczniowie opuszczają szkołę. Wyszłam niemal ostatnia. Przed szkołą stał Mike, niebieskooki i włosy kolega z klasy. Mimo tego, iż widziałam go jeden dzień jego poważna mina mnie przerażała. Oglądnęłam się za siebie, nikogo nie było, w głębi duszy liczyłam, że to nie na mnie czeka. Pomyliłam się.
-Alicja -powiedział równie poważnym głosem jak jego spojrzenie, spojrzałam na niego odrywając oczy z chodnika, z nadzieja, że wyglądam strasznie. -Musimy pogadać.
-Nic nie musimy -otworzył drzwi od samochodu.
-Wsiądziesz po dobroci i pogadamy, albo przestane być miły -zrobił krzywy uśmiech po czym znów przybrał poważną minę.
-To mi brzmi jak groźba.
-Bo to jest groźba, wsiadaj -chyba wiedział, że nie będę się sprzeciwiać. Usiadł za kierownicą i czekał, aż wsiądę. Nie miałam i tak nic do stracenia, wsiadłam do tego samochodu. Mike ruszył z piskiem opon nawet na mnie nie spoglądając. Nie odzywał się, ja też nie miałam zamiaru. Po pół godziny jazdy byłam daleko od miasta, na pustkowiu. Co mam na myśli poprzez pustkowie? Ogromny teren pośrodku lasu gdzie na środku było jedno drzewo a wokół niego trawa i coś jeszcze, a tak to aż do skraju lasu nic, kompletnie nic, sucha ziemia.
-Co my tu robimy? -wysiadł z samochodu zatrzaskując drzwi za sobą, a ja w ślad za nim. Podszedł do skraju lasu po leśnej drodze, po czym się zatrzymał. Nie wszedł na ta pustą przestrzeń, stał jeszcze w lesie. -No co my tu robimy? -podeszłam do niego, wciąż na mnie nie patrzył.
-Widzisz tamto drzewo?
-No chyba ślepa nie jestem -spojrzał się na mnie i zaśmiał.
-Musisz się tam przejść i coś dla mnie przynieść, rośnie tam sporo kwiatów a ty musisz przynieść mi czarny, niebieski i biały -spojrzał na mnie z góry, był wyższy.
-Czemu sam nie pójdziesz?
-Nie mogę, jest wiele powodów dla których nie mogę -roześmiał się -leć -momentalnie znalazł się za mną i popchnął mnie do przodu.
-Jesteś porąbany, niebieski cały i porąbany -gdy krzyczałam na niego stojąc już na tym dziwnym polu poczułam za sobą coś dziwnego, gdy się odwróciłam za mną nic nie było, spojrzałam na Mike. Stał z dziwną minął.
-Czujesz to? -zapytał, ale tak naprawdę widziałam w jego oczach, że zna odpowiedz i jej nie oczekuje. Momentalnie poczułam się dziwnie a zaraz świat zaczął wirować. Straciłam przytomność.






Obserwatorzy