niedziela, 20 października 2013

Rozdział 8

Później już przebudziłam się sama. Przy moim łóżku siedziała Karolina i trzymała mnie za rękę, cieszyłam się bo mogłam to poczuć. A gdy ona zobaczyła że otworzyłam oczy natychmiast się uśmiechnęła.
-Tylko spałam -położyłam rękę na jej głowie, ale zaraz zabrałam. -Wracam dziś do domu ?
-Tak -przytuliła mnie -już cię spakowałam, tam masz ciuchy by się ubrać -pokazała palcem -i nawet kupiłyśmy z ciotką ci buty zimowe. -Była bardzo podekscytowana i najmilsza odkąd zginęli rodzice. Od tamtego wypadku ciągle była smutna, ale gdy rozmawia zemną czułam, że jest jej znacznie lepiej.
-Super a pomożesz mi się ubrać ? -lekko się uśmiechnęłam.
-Jasne ! -prawie krzyknęła.
Już właśnie chciałam się przebierać, ale do pokoju weszła pielęgniarka.
-Choć pójdziesz zemną na zmianę opatrunku.
Bez wahania zgodziłam się i poszłam za nią. Weszłyśmy do dużej sali, ona wskazała mi łóżko na środku, kazała zdjąć koszulkę. Zrobiłam co mi powiedziała. Znowu zobaczyłam tą dużą igłę i zanim do mnie podeszła szybko wstałam.
-Nie będzie mnie pani kuła tą igłą ! -ona po prostu nie umiała tego robić.
-Nie obchodzi mnie co ty chcesz, nie ma teraz żadnej innej osoby która mogła by to zrobić więc siadaj i bez gadania !
-To poczekam na taką osobę ! -serce mi szybciej biło.
-Siadaj mi tu zaraz ! -widać było, że się na mnie wściekła.
-Nie ! -krzyknęłam.
-Sprawiasz wiele problemów -do sali wszedł Dylan.
-To nie zwracaj na mnie uwagi -spuściłam wzrok.
-Ja to zrobię siostro -wziął od niej strzykawkę i poczekał aż wyjdzie -nie da się, siadaj.
-Wcale, że się da -mówiłam cicho, ale dość by usłyszał. Najpierw pozdejmował stare opatrunki.
-Pochyl się trochę -bez wahania to zrobiłam -dlaczego wczoraj zrobiłaś cyrk z tabletkami ? -wzrok miałam wlepiony w podłogę. Powoli wbijał igłę.
-Nie wiem -na tą odpowiedź tak ruszył nią, że momentalnie wstałam. Po policzku pociekła mi łza, jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Zaskoczyło go to.
-Kurwa ! -chyba nie wytrzymał napięcia. -Przepraszam cię to moja wina -strach malował się w jego oczach -pokaż -pierwszy raz znajdowałam się w takiej sytuacji gdy kogoś zaczynałam się bać, jednak usiadłam by zobaczył co zrobił.
-Doprowadziłeś do tego, że pierwszy raz w życiu się kogoś boję -nie widziałam jego miny, choć bardzo chciałam. On natomiast szybko dokończył to co miał zrobić, lecz tym razem bardzo delikatnie.
-Nie można mi się przywiązywać do pacjentek, ale nie powinienem tak tobie zrobić. Nie naprawie już swoich czynów, wybacz.
-Nieważne -nałożyłam koszulkę i wyszłam.
W moim pokoju czekała na mnie moja siostra. Pomogła mi się ubrać i potem niosąc moje rzeczy razem wyszłyśmy. Mijając recepcje żałowałam, że zobaczyłam tam Dylana, lecz starałam się przejść tak by najmniej na niego patrzeć.
W samochodzie siedzieli już wujowie, przywitali mnie bardzo miło. Tego się po nich nie spodziewałam. Droga minęła milcząco, lecz to bardzo mi teraz pasowało. Po powrocie do domu od razu poszłam do pokoju i położyłam się.
Obudziłam się już rano następnego dnia. Zeszłam na dół, byłam głodna potrzebowałam śniadania. Ale nikogo nie było, przynajmniej zostawili mi coś do jedzenia. Zjadłam jajko sadzone i poszukałam mojej komórki. W końcu ją znalazłam i miałam na niej 105 wiadomości. Moją pierwszą myślą było to, że maja coś nie tak z głową. Otworzyłam tylną klapkę telefonu i wyjęłam kartę, a potem wrzuciłam ją do kosza na śmieci. Nie mając co robić usiadłam do komputera i pousuwałam wszystkie swoje konta jakie kiedy kol wiek założyłam. Potem już tylko zostało oglądanie mi telewizora. Nie specjalnie patrzyłam co dzieje się na ekranie, włączyłam program z muzyką. Tak słuchając jej przesiedziałam kilkanaście godzin do powrotu Karoliny. Nic mi się nie chciało, ale odrobiłam jej prace domową a potem z nią zrobiłam jakieś kartki świąteczne do szkoły. Potem już tylko obiad, kolacja i spanie. Kilka dni tak właśnie mi przeleciało, wszystko robiłam z niechęcią.

piątek, 11 października 2013

Rozdział 7

Wstałam z łóżka i wyszłam z białego pomieszczenia. Podeszłam do recepcji i zapytałam czy mogę wyjść na zewnątrz, dostałam pozwolenie, ale musiałam iść z kimś kto będzie mnie pilnował. Trafiło na mojego niedawnego rozmówcę. Nie miało to znaczenia musiałam wyjść.
Kiedy już przeszłam ostatnie drzwi które otwierały zaprószony śniegiem ogród czułam się bardzo dobrze. Nawet jeśli cała myśl o tym że nie mogę ruszyć rękoma i być może w przyszłości nie będę mogła, to i tak teraz byłam szczęśliwa. Szłam w kapciach po śniegu czując jego zimno, a kiedy doszłam do końca ogrodu który otaczała barierka poczułam się źle. Widok był na sporą górkę bawiących się dzieciaków, wszystkie były szczęśliwe. Wspinały się beztrosko i zwalały. Każde dobrze bawiło się do czasu przybycia starszych kolegów. Maluchy bały się zjeżdżać a rodzice zareagować. Chciała bym na to coś zaradzić, lecz nie mogłam nawet własnymi rękoma ruszyć a co powiedzieć coś zdziałać z łobuzami. Przyglądając się całej sytuacji nie zwróciłam uwagi na obecność bruneta, ten zaś przykrył mnie kocem o nic nie pytając.
-Jak masz na imię ? -spojrzałam na niego i było od razu widać, że zaskoczyło go te pytanie.
-Dylan -oparł się o barierkę przyglądając się temu co działo się na górce.
-A ile masz lat ? -tym razem nie było tego zdziwienia co przedtem.
-18 -spojrzał na mnie -co tak nagle ciekawa się stałaś ?
-Tak tylko pytam -tym razem ponownie się w niego zapatrzyłam, lecz przerwała to lecące gałka śniegu która przeleciała mi milimetr przed nosem. Oboje zwróciliśmy się w stronę rzucających, było ich ze czterech.
-Czołem stary ! Co to za lalunia !? Znowu podrywasz pacjentki ? -wszyscy się zaśmiali, on tylko spojrzał na nich zimnym wzrokiem.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia ? Jak nie to spadaj stąd bo zejdę tam na dół.
-Nie trzeba -zaraz i wszyscy uciekli.
Spojrzałam się na niego a ten zrobił grymas. Zignorowałam to i usiadłam w śnieg, próbowałam ruszyć rękoma, lecz nie udało mi się. Ten nie podzielał mego poglądu na świat, podniósł mnie ze śniegu i wszedł do środka niosąc mnie na rękach. Nie mogłam nic z tym zrobić i to mnie dołowało. Poliki i tak już pewnie miałam czerwone od zimna więc nikt nie mógł zobaczyć, że się rumienię. Na górze czekał na niego blondynek ze szkoły, gdy nas zobaczył nie spuszczał ze mnie wzroku, ja zaś starałam się na niego nie patrzeć. Dylan odstawił mnie do pokoju.
-Musisz się przebrać jesteś cała mokra, bo postanowiłaś se w śniegu posiedzieć -westchnął -zawołam pielęgniarkę, albo jak wolisz ja mogę pomóc się przebrać -szeroko się uśmiechnął.
-Zapomnij -zrobiłam obojętną minę.
-Dobra, dobra już wołam -mówiąc to podniósł ręce w geście obrończym.
Zostałam tak sama w pokoju do czasu aż przyszła pielęgniarka. Zdjęła mi koszulkę potem spodenki i kazała siedzieć tak na krześle trochę zgarbiona. W między czasie ona zdjęła mi opatrunki z pleców, potem zobaczyłam wielką igłę. Położyłam stopę na siedzeniu krzesła i oparłam na kolanie brodę. Kiedy wbiła mi ją w plecy nie mogłam powstrzymać się od krzyku, a łza sama spłynęła mi po policzku. Do pokoju zaraz wbiegł Dylan i gdy zobaczył, że tylko zmienia mi opatrunki uspokoił się.
-Daj mi to -zabrał jej igłę i dzięki temu następne kłucia nie były już tak bolesne, jakby jego ręce były jakieś magiczne.
-Dzięki -tylko tyle mogłam powiedzieć.
-Nie ma za co, dokończ proszę tylko delikatnie.
On wyszedł a ona dokończyła nakładanie nowych opatrunków. Potem mnie ubrała, poczesała włosy i zaplotła warkoczyk, choć ładnie w nim było nie chciałam by ktoś mnie w nim widział. Gdy już wyszła, położyłam się na łóżko. Nie miałam chwili spokoju, bo zaraz wszedł z powrotem Dylan, lecz tym razem z blondynkiem. Odwróciłam się do nich plecami i nie miałam zamiaru rozmawiać na jaki kol wiek temat.
-Przyniosłem tabletki -znowu nie dostrzegłam tego małego kubeczka, nie chciałam ich brać czułam się po nich źle.
-Nie chce ich ! -wyczułam odpowiedni moment by krzyknąć, podnieść się i zamachnąć ręką tak, by strącić je. Leki w różnych kolorach rozsypały się, a na jego twarzy rysowało się zaskoczenie. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Podniosłam lekko ociężałą rękę i powoli zaciskałam ją w pięść i rozkładałam, z drugą zrobiłam tak samo. Spojrzałam na chłopaka który otrząsną się z zaskoczenia i bez słowa wyszedł zostawiając mnie samą. Blondyn jeszcze przez moment stał w drzwiach opierając się o futrynę, a potem już zostałam sama. Bezwładnie opadłam na poduszkę i od bardzo długiego czasu czułam smutek .. czułam jak łzy lecą mi po policzkach. Nie bardzo rozumiałam teraz swoich uczuć i zachowania. Po kilkunastu minutach zapadłam w sen.
Rano obudził mnie doktor dyżurujący. Zaspana wykonywałam wszystkie jego polecenia,a gdy pozwolił mi znowu się położyć, szybko zasnęłam.

Obserwatorzy