piątek, 11 października 2013

Rozdział 7

Wstałam z łóżka i wyszłam z białego pomieszczenia. Podeszłam do recepcji i zapytałam czy mogę wyjść na zewnątrz, dostałam pozwolenie, ale musiałam iść z kimś kto będzie mnie pilnował. Trafiło na mojego niedawnego rozmówcę. Nie miało to znaczenia musiałam wyjść.
Kiedy już przeszłam ostatnie drzwi które otwierały zaprószony śniegiem ogród czułam się bardzo dobrze. Nawet jeśli cała myśl o tym że nie mogę ruszyć rękoma i być może w przyszłości nie będę mogła, to i tak teraz byłam szczęśliwa. Szłam w kapciach po śniegu czując jego zimno, a kiedy doszłam do końca ogrodu który otaczała barierka poczułam się źle. Widok był na sporą górkę bawiących się dzieciaków, wszystkie były szczęśliwe. Wspinały się beztrosko i zwalały. Każde dobrze bawiło się do czasu przybycia starszych kolegów. Maluchy bały się zjeżdżać a rodzice zareagować. Chciała bym na to coś zaradzić, lecz nie mogłam nawet własnymi rękoma ruszyć a co powiedzieć coś zdziałać z łobuzami. Przyglądając się całej sytuacji nie zwróciłam uwagi na obecność bruneta, ten zaś przykrył mnie kocem o nic nie pytając.
-Jak masz na imię ? -spojrzałam na niego i było od razu widać, że zaskoczyło go te pytanie.
-Dylan -oparł się o barierkę przyglądając się temu co działo się na górce.
-A ile masz lat ? -tym razem nie było tego zdziwienia co przedtem.
-18 -spojrzał na mnie -co tak nagle ciekawa się stałaś ?
-Tak tylko pytam -tym razem ponownie się w niego zapatrzyłam, lecz przerwała to lecące gałka śniegu która przeleciała mi milimetr przed nosem. Oboje zwróciliśmy się w stronę rzucających, było ich ze czterech.
-Czołem stary ! Co to za lalunia !? Znowu podrywasz pacjentki ? -wszyscy się zaśmiali, on tylko spojrzał na nich zimnym wzrokiem.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia ? Jak nie to spadaj stąd bo zejdę tam na dół.
-Nie trzeba -zaraz i wszyscy uciekli.
Spojrzałam się na niego a ten zrobił grymas. Zignorowałam to i usiadłam w śnieg, próbowałam ruszyć rękoma, lecz nie udało mi się. Ten nie podzielał mego poglądu na świat, podniósł mnie ze śniegu i wszedł do środka niosąc mnie na rękach. Nie mogłam nic z tym zrobić i to mnie dołowało. Poliki i tak już pewnie miałam czerwone od zimna więc nikt nie mógł zobaczyć, że się rumienię. Na górze czekał na niego blondynek ze szkoły, gdy nas zobaczył nie spuszczał ze mnie wzroku, ja zaś starałam się na niego nie patrzeć. Dylan odstawił mnie do pokoju.
-Musisz się przebrać jesteś cała mokra, bo postanowiłaś se w śniegu posiedzieć -westchnął -zawołam pielęgniarkę, albo jak wolisz ja mogę pomóc się przebrać -szeroko się uśmiechnął.
-Zapomnij -zrobiłam obojętną minę.
-Dobra, dobra już wołam -mówiąc to podniósł ręce w geście obrończym.
Zostałam tak sama w pokoju do czasu aż przyszła pielęgniarka. Zdjęła mi koszulkę potem spodenki i kazała siedzieć tak na krześle trochę zgarbiona. W między czasie ona zdjęła mi opatrunki z pleców, potem zobaczyłam wielką igłę. Położyłam stopę na siedzeniu krzesła i oparłam na kolanie brodę. Kiedy wbiła mi ją w plecy nie mogłam powstrzymać się od krzyku, a łza sama spłynęła mi po policzku. Do pokoju zaraz wbiegł Dylan i gdy zobaczył, że tylko zmienia mi opatrunki uspokoił się.
-Daj mi to -zabrał jej igłę i dzięki temu następne kłucia nie były już tak bolesne, jakby jego ręce były jakieś magiczne.
-Dzięki -tylko tyle mogłam powiedzieć.
-Nie ma za co, dokończ proszę tylko delikatnie.
On wyszedł a ona dokończyła nakładanie nowych opatrunków. Potem mnie ubrała, poczesała włosy i zaplotła warkoczyk, choć ładnie w nim było nie chciałam by ktoś mnie w nim widział. Gdy już wyszła, położyłam się na łóżko. Nie miałam chwili spokoju, bo zaraz wszedł z powrotem Dylan, lecz tym razem z blondynkiem. Odwróciłam się do nich plecami i nie miałam zamiaru rozmawiać na jaki kol wiek temat.
-Przyniosłem tabletki -znowu nie dostrzegłam tego małego kubeczka, nie chciałam ich brać czułam się po nich źle.
-Nie chce ich ! -wyczułam odpowiedni moment by krzyknąć, podnieść się i zamachnąć ręką tak, by strącić je. Leki w różnych kolorach rozsypały się, a na jego twarzy rysowało się zaskoczenie. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Podniosłam lekko ociężałą rękę i powoli zaciskałam ją w pięść i rozkładałam, z drugą zrobiłam tak samo. Spojrzałam na chłopaka który otrząsną się z zaskoczenia i bez słowa wyszedł zostawiając mnie samą. Blondyn jeszcze przez moment stał w drzwiach opierając się o futrynę, a potem już zostałam sama. Bezwładnie opadłam na poduszkę i od bardzo długiego czasu czułam smutek .. czułam jak łzy lecą mi po policzkach. Nie bardzo rozumiałam teraz swoich uczuć i zachowania. Po kilkunastu minutach zapadłam w sen.
Rano obudził mnie doktor dyżurujący. Zaspana wykonywałam wszystkie jego polecenia,a gdy pozwolił mi znowu się położyć, szybko zasnęłam.

3 komentarze:

  1. Nie moge sie doczekać co będzie dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne opowiadanie. Czekam na więcej. Zapraszam do mnie na http://historiataylor.blogspot.com/ Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. No fajne, fajne. Trochę takie melancholijne, ale ciekawe. Na tyle ciekawe, bym niecierpliwie czekała na kolejny rozdział :).

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy