czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 18

Zawsze wyobrażałam swoje życie inaczej. Natomiast teraz dałam się także namówić na imprezy po nocach. Czasem mam wrażenie, że nie poznaje samej siebie. Wzięłam swój notes i usiadłam na parapecie w salonie, na moją prośbę został tu zrobiony kącik do czytania w którym tylko ja przesiaduję. Choć ostatnimi czasy prawie nie czytam a tylko siedzę wgapiam się na pustą ulice.
5.03.2012
Nie rozumiem samej siebie. Nie wiem co mam robić z własnym życiem. Czy obecność Katherine coś zmieni na dobre? Czy to tylko kolejny zły wybór który przewróci mnie o 180 stopni? Co ja mam zrobić z tą znajomością. 
Jestem ciekawa tajemniczego chłopaka ze wczoraj. 
-Chyba piszę same bzdrety.. -pomyślałam zamykając notes. Wyjęłam telefon z kieszeni moich dresów, po przyglądnięciu się wyświetlaczowi napisałam do przyjaciółki, przynajmniej za taką ją uważałam.
Może jakieś kino?
Zwrotna wiadomość przyszła po jakiś piętnastu minutach.
Nie mogę, jeszcze doprowadzam się do porządku i mam przyjaciela w domu ;)
Powinna zaangażować się w stały związek.
Wybiorę się więc sama. Szybko zwinęłam się z miłego zakamarku i już nawet nie przebierając się włożyłam buty bluzę i wyszłam. Nie robię za dresiarę, lecz czasem to wygodne. Ciemne niebieskie włosy co raz zostały szarpane przez wiatr, wzięłam w dłoń ich kosmyk. Myślę, iż muszę zrezygnować z tego koloru. Jako, że nazbierało mi się trochę oszczędności wybrałam się najpierw do fryzjera zmieniając kolor czupryny na kruczo czarną taką jaka naprawdę była. Przeglądając się w lusterku czułam się dużo lepiej. Kończę z wygłupami gimnazjalistki, od teraz robię za dorosłą. Wychodząc z pomieszczenia kolejne podmuchy wiatru roztrzepały włosy na wszystkie strony. No trudno jak na razie będę robić tylko za wiedźmę.
Droga do kina wydawała się znacznie ciekawsza niż na jaką kol wiek dyskotekę. Tak naprawdę nigdy nie lubiłam tego typu miejsc, zdecydowanie wolę bibliotekę lub kino, a nawet kawiarnię. Jeśli już mam słuchać głośnej muzyki to u siebie w domu ze słuchawkami marząc o lepszym życiu. W drodze do budynku w którym miałam oglądnąć coś sensownego ktoś zaczął do mnie krzyczeć.
-Ej, pani dowcipna -szybko się odwróciłam no i chłopak gdzieś mojego wzrostu wydawał się znajomy. Ciemne brązowe włosy były także rozwalone przez wiatr, duże zielone oczy patrzyły wprost na mnie, a przystojna twarz przyciągała wzrok.
-A ty to? -zapytałam niepewnie.
-Pijana wydajesz się bardziej milsza, zwłaszcza jak sprawdzasz chodniki -roześmiał się, a ja przypomniałam sobie akcję ze wczoraj. Sama się uśmiechnęłam.
-A ty wyglądasz lepiej w świetle dnia -zaśmiał się jeszcze bardziej, miał fajny śmiech.
-Jestem Tom a ty? -szeroko się uśmiechnęłam.
-Nie przypominasz tego kota z bajki -kolejny raz go rozbawiłam -ja jestem Alicja.
-Ja nie jestem Tomem z bajki a ty Alicją z krainy czarów, czy może jednak się mylę? -wydawał się strasznie fajny.
-Niestety nie pochodzę z magicznej krainy, ale za to mam szczęście, bo trafiam na samych przystojniaków -puściłam mu oczko.
-Weź bo się zarumienię -oboje roześmialiśmy się -może pójdziemy gdzieś na kawę czy herbatę, jakoś gorącą czekoladę? -spojrzałam na niego niepewnie -dobra to ja stawiam -jego ciepły uśmiech sprawiał wrażenie człowieka godnego zaufania.
-Jeśli stawiasz to dam się na mówić na gorącą czekoladę i jakieś dobre ciacho -ruszyliśmy w stronę kawiarni.
-Ciacho to masz na myśli mnie czy mam wychodzić z kasy -był bardzo zabawny, a ja zaczęłam od razu czuć się w jego obecności swobodnie.
-Tak zadrę z ciebie ostatni grosz na dobrych ciachach -śmialiśmy się bez końca. Od razu go polubiłam i miałam wrażenie, że on mnie. Dogadywaliśmy się nieźle a czas spędzony w kawiarni nie zastąpiła bym niczym innym. Wydawał się bardzo kochany, ale nigdy nie jako ktoś więcej niż przyjaciel, mam nadzieje, że oboje myślimy tak samo bo na prawdziwej przyjaźni to mi bardziej zależy a to nie to co czuje się do osoby którą kocha się prawdziwie.
Po odstawieniu mnie późnym wieczorem do domu, wzięciu mojego numeru telefonu udał się w swoją stronę machając mi na pożegnanie. Wchodząc do domu uśmiech znikł z mojej twarzy na kanapie siedział nie kto inny jak Dylan.

Obserwatorzy