piątek, 27 września 2013

Rozdział 6

-Ci nie wolno być mną, masz być sobą.
Wyszłam a ona za mną jak mały piesek wychodzący ze swoją panią na podwórko.
Przy umówionym miejscu byłyśmy za wcześnie, Karolina bo tak miała na imię moja siostra, próbowała dotknąć wodę tak jak ja pierwszej nocy tutaj. Z boku oparta o barierkę uważnie się jej przyglądałam. Spojrzałam w niebo.
-Ta woda tak naprawdę nie jest kolorowa -mówiłam jakby do siebie, ale to było do mojej siostry.
-Ale w dzień nie mogą świecić światełka, popatrz ! -Spojrzałam i naprawdę nie świeciły ale przecież nie zabarwiają wody.
-To jak złapiesz to mi pokaż -szczerze się do niej uśmiechnęłam.
-Alicja ... -nie rozumiałam jej zdziwienia.
Całą naszą sielankę przerwał piskliwy krzyk mojej przeciwniczki.
-Więc tu się chowasz ! -nawet na nią nie spojrzałam, wciąż patrzyłam na Karolinę.
-To co mam jej zrobić ? -roześmiała się.
-Najlepiej nic jej nie łam, dobra ? -swój słodki uśmiech zmieniła w grymas.
-Ale chce lizaka -wyciągnęłam do niej rękę.
-Niech ci będzie -położyła go na mojej ręce, ja go od razu rozpakowałam i wsadziłam do buzi. Podeszłam do całego tłumu ... ile ona ich tu przywlokła ? Stałam tak z nijaką miną i patrzyłam na nich. -Głupia jak but ... -zamknęłam na chwilę oczy i pomyślałam o tym jak mała mówi o tym bym jej nic nie łamała, pomyślałam że to będzie dobra motywacją jak na kogoś takiego jak ta lalka.
-Skończ pierdolić ! -głośno westchnęłam, może życie nie jest tylko ciągłym robieniem krzywdy. Kiedyś nawet potrafiłam się bawić, ale to nie pora bym odpływała ...
-Zmyłaś z siebie ten makijaż ?
-Nie.
-To nie mamy o czym gadać -odwróciłam się i szłam w przeciwną stronę, chyba ją to zdenerwowało, bo zaraz poczułam coś ostrego na plecach. Pierwszy raz, drugi i trzeci. Słyszałam krzyk mojej siostry jak i oburzenie tłumu, stałam jeszcze przez chwilę by zaraz upaść. Wbrew temu, że już prawie odpływałam chciałam wstać, ale jednak mi się nie udało, odpłynęłam wraz ze ściekającą krwią.
Obudziłam się w białym pomieszczeniu, moją uwagę przyciągnęło duże okno a za nim wychodzące słońce pośród przeróżnych budynków. Spróbowałam się podnieść do pozycji siedzącej, lecz ból bark i dolnej części pleców uniemożliwił mi tę czynność. Co się takiego stało, że tu się znalazłam ? Spróbowałam sobie przypomnieć, ale pustka w mojej głowie ... coś nie pozwalało mi pamiętać. Patrzyłam w sufit przez jakieś kilka minut które wydawały się wiecznością. Podniosłam się po pozycji siedzącej mimo przyszywającego mnie na wylot bólu, nogi gładko spuściłam na podłogę, lecz z rękoma nic nie mogłam zrobić były w bezruchu. Wystraszyłam się, nie mogłam ruszyć nawet najmniejszym paluszkiem dłoni. Mimo strachu otworzyłam białe drzwi i gdy wyszłam na korytarz pełen takich drzwi zrobiło mi się słabo, na szczęście każde miało szybkę przez które można było patrzeć kto jest w środku i recepcję która wyznaczała sam sierodek trasy.. Mój wzrok przyciągnęły największe na końcu korytarza i one stały się moim celem.
Byłam już przy samych drzwiach kiedy z recepcji wyskoczyło kilku pielęgniarzy i rzucili się biegiem do mnie. Niestety nie mogłam otworzyć drzwi, ponieważ były zamknięte na klucz, lecz nie mogłam się poddać. Choć rękoma nie mogłam ruszyć to zostały mi jeszcze nogi. Gdy pierwszy z nich podbiegł jednym kopnięciem z obrotu w twarz powaliłam go na ziemię, drugi zaś nie był już taki głupi zawołał kumpli. Przegrana była od początku po mojej stronię, lecz ja nigdy się nie poddaje więc i tym razem też. Reszta dotarła bardzo szybko, tak jak i szybko mnie zniewolili, jeden ścisnął mnie od tyłu a ja od razu zapiszczałam wtedy każdy z nich się odsunął a ten co mnie trzymał od razu poluźnił uścisk lekko podtrzymując mnie tylko.
-Alicja prawda ? -patrzyłam w ziemię więc nie widziałam który z nich mówił.
-Nawet jeśli to co ? -chciałam opaść lekko na kolana lecz nie mogłam przez tego który mnie podpierał.
-Przepraszamy cię za to. Jesteś w szpitalu tu nic ci nie grozi, twoi wujkowie ostrzegali o twojej agresji, ale nikt nie przypuszczał, że jesteś taka dobra w biciu innych -zaśmiał się, miał bardzo ładny głos. -Zostałaś trafiona cztery razy w plecy z czego dwa ostrza uszkodziły nerwy rąk, dlatego teraz nie możesz nimi ruszać, uśpiliśmy je byś nie mogła pogorszyć sytuacji w której teraz jesteś.
-Co z pozostałymi dwoma ? I dlaczego mnie przepraszacie ? -czułam jak policzki moje się rozgrzewają.
-Pozostałe dwa ograniczają twoje ruchy, przepraszamy ponieważ jesteś teraz bardzo delikatna -na pewno był to ten który mnie trzymał, jego ładny głos miał na mnie jakiś dziwny wpływ -możesz iść ?
-Oczywiście -poliki coraz bardziej zaczęły mnie palić, a do tego dołączało się czoło. Gdzieś w połowie drogi straciłam rachubę, nie wiedziałam co się zemną działo.
Obudziłam się w tym samym pokoju, w tym samym łóżku. Jedyne co się zmieniło to widok za oknem, promienie słońca raziły mnie w oczy. Przez drzwi zaraz wszedł wysoki brunet w ubraniu pielęgniarza. Jego zielone oczy widziałam już z daleka, a ładna twarz przykuła mój wzrok. Zapomniałam o wszystkim po prostu się zagapiłam i dopiero jego głos mnie przebudził.
-Jak dobrze, że już wstałaś -zaśmiał się a jego głos był taki ładny ...
-Z czego się śmiejesz ? -podniosłam się do pozycji siedzącej, choć ból dalej się mnie trzymał nie dałam po sobie tego poznać.
-Z ciebie jesteś śmieszna i bardzo silna -zamilkł na chwile -a może tylko udajesz taką ? -rozpoznałam ten głos, to on mnie wtedy trzymał bym nie upadła.
-Niczego nie udaje -choć byłam zachwycona odkryciem to poczułam, że trafił w mój słaby punkt.
-Nie chce być nie miły, ale to widać po ludziach, coś ci leży na sercu dlaczego tego komuś nie powiesz ? Dlaczego się nie wyżalisz ? Nie wyrzucisz tego z siebie ? -spojrzał mi prosto w oczy -musisz bardziej cenić siebie, a teraz bierz tabletki -wcześniej nie zwróciłam uwagi na to że ma mały kubeczek z tabletkami.
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy -pomógł mi wziąć tabletki, gdyż dalej nie mogłam ruszać rękoma.
-Wcale nie chciałem -już wychodził z pokoju.
-Czekaj -zatrzymał się -kiedy mogę wrócić do domu i do swojego życia ? -spojrzał się na mnie smutno.
-Jutro jeśli twoja ciotka zechce może cie zabrać i nie wiem czy będziesz dalej mogła bić rękoma, a nawet jeśli to w razie następnego wypadku możesz stracić władzę w rękach.
Kiedy on wyszedł znów byłam sama, a do tego załamana. Ta wiadomość oznaczała, że będę musiała polegać na innych a nie na sobie. Nigdy tego nie chciałam a tym bardziej teraz.

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 5

 Dnia 10 września 2013 został poprawiony rozdział pierwszy więc jak ktoś zaczął czytać bloga wcześniej informuję iż jest trochy inny niż poprzednio.
----------------------------


Rozłączyłam się i schowałam telefon tam gdzie był. Siedziałam tak jeszcze długo. Przemokłam już cała i właśnie wtedy postanowiłam iść do domu, lecz pech trzymał mnie się dalej. Z przeciwnej strony szli kolesie którzy napadli dziewczynę tamtej nocy, co w szkole też miałam z nimi zadarte, ale było ich znacznie więcej. Szłam ze spuszczoną głową zaciskając pięści, lecz gdy przeszłam obok nich i nic mi nie zrobili rozluźniłam uścisk i biegnąc co sił w nogach dotarłam do domu.
Zamknęłam się w pokoju i nie zważając na słowa innych leżałam skulona na łóżku. Długo jeszcze myślałam o dzisiejszym dniu, w końcu zasypiając.
Przy śniadaniu każdy na mnie naskakiwał za całą jadkę w szkole, ponieważ normalnie powinnam chodzić od przyszłego tygodnia, a nie zaczynać ten i do tego wszystkimi pomiatając. Ciotka była tak wściekła jak nigdy, ja tylko z uśmieszkiem siedziałam i spoglądałam na nią jedząc śniadanie. Dzisiaj byłam ubrana w czarne trampki, ciemne niebieskie rurki, luźną, czarną bluzkę na ramiączkach. Nie chciało mi się iść do szkoły, siniak na policzku odznaczał się nie miłosiernie, ale ciotka dostała wezwanie i ja też muszę być z nią.
Szłam pewnie przez korytarz za ciotką i ... wujkiem, ten dziad musiał się dołączyć, bo jakby nie mógł zostać w domu. Wszyscy patrzyli na mnie tak jakoś ... ze strachem ? Zaraz zrozumiałam, że to mi się podoba z uśmieszkiem weszłam do sali, gdzie już siedziała moja nauczycielka z innymi rodzicami.
-Dobrze, że już państwo tu są -szeroko się uśmiechnęła -ale ciebie Alicjo proszę byś poczekała na zewnątrz zawołam cię jak będziesz potrzebna.
-W dupie to mam.
Wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi. Głośno westchnęłam i podeszłam do okna. Był tam duży i szeroki parapet, podciągnęłam się trochę i już na nim leżałam z podgiętymi nogami wyglądając przez okno.
-Witaj znowu w szkole -obróciłam z niechęcią głowę w drugą stronę, stał tam ten blondyn z wianuszkiem dziewczyn za nim.
-Wal się -podniosłam się z parapetu i skierowałam do schodów.
-Chyba nikt dawno ci nic nie zrobił ! -drogę zastawiła mi malowana barbie z toną tapety na twarzy.
-No może nie -wsadziłam ręce do kieszeni i szłam dalej.
-Zaraz ci wtłukę ! -westchnęłam głośno i obróciłam się w jej stronę.
-Teraz barbi jakaś będzie obstawiać się za lalusiem a ja następnej mam coś zrobić, by pan blondynek mógł się przyglądać jak się dziewczyny biją z nadzieją, że to o niego. -Ponownie westchnęłam -no to ci powiem zapomnij, jeśli chcesz dostać zapraszam -rozłożyłam ręce -tylko po lekcjach, jeśli chcesz to powiedz wyznaczę miejsce i czas, a wtedy jak masz jaja przyjdź.
-Mam jaja ! Nie będziesz nikogo poniżać w tej szkole ! Powiedz gdzie się spotkamy i kiedy ! -podeszłam do niej i pstryknęłam jej palcem w czoło.
-Dziś po szkole, koło świecącej fontanny ... i wiesz zmyj tą tapetę, bo przestraszyć się można.
Z niej, aż kapało złością, ale to dobrze, to jest motywacją. Przynajmniej ja tak sądzą. Spojrzałam jeszcze na blondyna który stał pewnie przysłuchując się rozmowie, potem się odwróciłam do nich tyłem i ze smutną miną zeszłam po schodach a potem ze szkoły. Znalazłam samochód wujka na parkingu i usiadłam na jego maskę. Może i chciałam kogoś walnąć, być w pośrodku uwagi wszystkich, ale to przestaje być śmieszne. Teraz może każdego po kolei będę biła, łamała kości ? A może dam się komuś pobić by przestać być tą która jest najgorsza. Nie. Nie dam się nikomu pobić, nie dam się pogrążyć. Siedziałam tak na zimnie jeszcze z pół godziny, gdy moi wujkowie postanowili się pojawić. Wściekli kazali mi wejść do sierotka samochodu i jak już to zrobiłam odjechaliśmy.
Usztywniłam se nadgarstki bandażem i już wychodziłam z domu gdy swoimi słowami zatrzymała mnie moja siostra.
-Znowu idziesz się bić, wystarczy że teraz krzyknę a przylecą tu wujkowie i nigdzie nie wyjdziesz -głośno westchnęłam.
-Czego chcesz ? -tylko gdy czegoś chciała wtrącała się w moje życie.
-Chce zobaczyć ... chce zobaczyć jak się bijesz, zawsze tylko słyszałam, że jesteś straszna i jak ja niby z tobą wytrzymuję, dlatego chcę zobaczyć co robisz takiego, że masz taką opinię -lekko się uśmiechnęłam.

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 4

 Rozdziały pokazują się nie regularnie, gdyż zapewne nikt tego nie czyta. Teraz dopiero zauważyłam, że mamy jedną czytelniczkę !
Jeśli ktoś jeszcze czyta tego bloga to gdybyście mogli to polećcie go gdzieś. ^^
-----------------------------------


-O jak pięknie widzę, że znasz już Rafała ! -ta nauczycielka miała chyba jakąś operacje twarzy by zawsze się uśmiechać ... -Alicjo proszę usiądź w ostatniej ławce, będziesz z kimś siedzieć, ale jak widzisz większości nie ma teraz w klasie.
Usiadłam, gdzie mi kazała. Oparłam łokieć na ławce a policzek na dłoni i tak siedząc patrzyłam przez okno. Gdyby nie to, że lekcja była nudna dało się przeżyć.
Zadzwonił dzwonek wszyscy wybiegli z klasy jak opętani, mnie jakoś się nie spieszyło. Pod drzwiami czekała grupka chłopaków i jak zaraz się domyśliłam na mnie.
-Suko jak mogłaś połamać mi rękę -nauczycielki nie było już dawno przy nas, lecz jakoś nie teraz to miałam na myśli. Złapał mnie za bluzkę tą zdrową ręką i próbował podnieść, ja odruchowo kopnęłam go z kolanka w brzuch, a on się zgiął.
-Sam się o to prosiłeś -odwróciłam się do niego plecami i szłam prosto.
Jeden wysoki złapał mnie wtedy od tyłu zaciskając rękę na szyi i podnosząc do góry z trudem łapałam powietrze. Podciągnęłam się i wbijając zęby w jego skórę zostałam uwolniona. Czułam się bardzo dobrze, czułam w sobie tą złość jak dotychczas i było mi z tym dobrze. Uśmiechnęłam się jak zawsze i teraz było jeszcze lepiej.
-Dawaj duży -przygryzłam paznokieć jak tamtej nocy, zauważył to łysy i próbował ostrzec swojego kolegę lecz było już za późno. Połamałam następnemu rękę, tym razem w dwóch miejscach. To pewna odmiana jak i zadowolenie z mojej strony. -Ktoś jeszcze ?
Z tyłu ktoś bił brawa. Odwróciłam się i ze zdziwieniem patrzyłam na blondyna. Był wysoki, miał ładną twarz i w ogóle był nawet przyzwoity. Ubrany w trampki, rurki dla chłopaków i luźną koszulkę.
-Nowa uczennica już terroryzuje innych uczniów, no pięknie, pięknie. -Lekceważąco się uśmiechną -może spróbuj zemną jak z nimi tak dobrze ci idzie ?
-Nie obchodzisz mnie ty, ani nic co jest z tobą związane -na te słowa grupka dziewcząt stojąca za nim zaczęła wykrzykiwać, że tak nie może być, że nikt nie może go lekceważyć. Ja tylko z uśmieszkiem przeszłam obok.
-Czekaj ! -odwróciłam się, naprzeciw mnie stała drobna dziewczyna. Wyglądała na gotke.
-Jeśli jesteś taka mocna spróbuj zemną -ruszyła na mnie razem z dzwonkiem na lekcje.
Nie miałam żadnej motywacji, odpierałam tylko jej każdy cios. Zamachnęła się mocno a ja odpierając jej cios odepchnęłam ją tak by upadła. Zamknęłam oczy i myślałam o wszystkim złym w moim życiu, to było moją motywacją, ból był tym co chciałam. Otwierając oczy dostałam z pięści w policzek od mojej przeciwniczki, upadłam, lecz zaraz wstałam z szerokim uśmiechem. Zdjęłam rękawiczki i wsunęłam je w tylną kieszeń spodenek.
-Dawaj mała -spotkanie z nią nie było mi do niczego potrzebne, pobicie jej też nie. Wszystko obróciło się tak, że złamałam jej obie ręce. Ona leżała na podłodze cała zabeczana i zakrwawiona, a ja tylko poszłam dalej. Zakrwawione ręce umyłam w łazience, a sama nie bardzo rozumiałam co zrobiłam. Nie chciałabym być na jej miejscu.
Siedziałam w parku i patrzyłam jak ludzie przychodzą i odchodzą, nie spieszyło mi się do domu. Może po prostu żałowałam tego co zrobiłam. Spojrzałam w niebo które się ściemniało, zostawała pustka. Noc mnie zastawała a ja dalej tak siedziałam, sama. Choć był już koniec listopada, śnieg nie myślał padać, lecz dla deszczu nic nie przeszkadzało. Byłam już i tak dobita, a on zaczął sobie bez karnie padać. Ludzie uciekali by nie zmoknąć, a ja przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i tak siedziałam. Komórka w mojej kieszeni wibrowała, w końcu znudziłam się tym i odebrałam.
-Gdzie ty jesteś ? -mówiła moja ciotka.
-W parku ... jestem w parku -wpatrywałam się w krople które rozpadały się z zetknięciem betonu.
-Wracaj do domu !

Obserwatorzy