piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 2

Dopiero po kilku godzinach zrozumiałam powagę sytuacji, lecz nie było mi smutno. Było mi z tym dobrze. Przez to rozpieszczanie kiedy nie dostawałam czegoś życzyłam im śmierci, aż tu nagle spełniło się ... Spełniło się moje pragnienie ...
Wieczorem przyjechała ciotka z wujem i gdy pomogli nam się spakować zabrali nas z tego domu. Nie podobało mi się to. Cała droga była milcząca, a ja siedziałam ze skrzyżowanymi rękoma jakby obrażona.
Nie chciałam tam mieszkać. Po powrocie od razu rzuciłam się na łóżko i spoglądając w bezbarwny sufit próbowałam wyobrazić sobie jak to teraz będzie. Z każdą minutą stawałam się coraz senniejsza, aż w końcu zasnęłam tak jak leżałam.
Obudziłam się, gdy za oknem było już ciemno. Wyjęłam telefon z kieszeni spojrzałam na godzinę, była 20:06. Miałam też dwanaście wiadomości, z niechęcią otwierałam je i czytałam.
Od Zośka
Dlaczego nie było cię w szkole ? Wszyscy rozsiewają jakieś ploty, co się dzieje ?

Dziewczyna była ode mnie starsza i to z nią pierwszą się zakumplowałam, jedna z prawdziwych koleżanek. Spojrzałam na drugą wiadomość.
Od Adek
Nie widziałem cię dzisiaj i mam wielką ochotę na małą zabawę. :D

Ech... zboczeniec ... -pomyślałam.
Reszta wiadomości była podobna w treści, a mi się nawet nie chciało na nie odpisywać. Schowałam z powrotem telefon do kieszeni, ogarnęłam się trochę i wyszłam z domu. Chciałam zwiedzić trochę okolice. Chłodne powietrze rozwiało mi włosy a ja sama szłam dalej z każdym krokiem odczuwając jak zimno przesiąka mnie do reszty. Po dość długim dystansie zdecydowałam się zawrócić, lecz już biegiem. Kilka minut później nie było mi już tak zimno, ale nie zwróciłam uwagi wcześniej, że pomyliłam drogi. Znajdowałam się obok jakiejś fontanny, która to ładnie świeciła różnymi kolorami. Wcześniej nigdy bym nie zatrzymała się przy takim czymś i nie spoglądnęła nawet na to, lecz teraz byłam sama i mogłam być sobą. Oparłam się o barierkę fontanny i próbowałam dotknąć kolorowej wody, moje zauroczenie rozbił czyjś krzyk. Poczułam jak cała złość wraca we mnie i bardzo chciałam się na kimś wyżyć. Skierowałam się w stronę krzyków i gdy ujrzałam jak kilku chłopaków szarpie dziewczyną, zrobiłam się nie chętna do jakiej kol wiek pomocy. Zmusiłam się i lekceważąco podeszłam do grupki osób.
-Zostawcie ją -na te słowa wszystkie twarze zwróciły się do mnie, chyba lubiłam być w centrum uwagi.
-Nie powinnaś się wtrącać -powiedział jeden z nich, choć nie bardzo widziałam który to był. Podniosłam rękę na wysokość ramion i zaczęłam ich liczyć wskazując na każdego palcem.
-Jeden ... Dwa ... Trzy ... Cztery ... i Pięć -spojrzałam na nich lekceważąco -i teraz pewnie mnie zaatakujecie ? -wsadziłam paznokieć od palca wskazującego do buzi i ugryzłam tak by go nie połamać, śmiejąc się przy tym.
-Pyskata suka -po tych słowach rzucił się na mnie duży, łysy z bliznami. Był dość odważny, bo atakował z prostą ręką a to pierwszy błąd.
-Tak nie powinieneś -złapałam dwoma dłońmi za jego łokieć szybko uderzając nim o kolano. Czułam jak pod palcami jego wszystkie kości idą w drugą stronę, jak się łamią. Momentalnie napastnik upadł na ziemię i zwijał się z bólu. -Kto następny ? -normalnie czułabym się zwycięsko, powyżej nich wszystkich, lecz coś się zmieniło. Nie było tak jak zawsze.
-Idziemy, dokończymy to kiedy indziej -dalej nie widziałam który wypowiadał słowa. Zawinęli leżącego i uciekli zostawiając tylko dziewczynę na podłodze.
Odwróciłam się plecami, nie interesowało mnie co się z nią stanie. Szłam przed siebie ze spuszczoną głową, te miasto źle na mnie działa. Musze wrócić do szkoły, muszę zacząć znów nienawidzić ludzi, muszę znów patrzeć tylko na siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy