czwartek, 25 września 2014

Rozdział 26

-Alex.. -uśmiechnęłam się lekko, sama nie wiedziałam czemu, po prostu miałam wewnętrzną ochotę na to. Wiedziałam, że on chce coś powiedzieć, lecz w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Tom otworzył, stała tam niemrawa babcia, wręczyła jakiś list dla chłopaka i odeszła w pośpiechu, niespokojnie zerkając na mnie. Przyjaciel podał mi kopertę, spojrzałam na nią.

Alicja Moore
Zaginęli twoi wujowie prawda? Pewnie też i siostra. A ty będziesz następna.
Margines

Patrzyłam długo w mała karteczkę która znajdowała się w kopercie, poczułam łzy na policzkach, a potem czyjś lekki uścisk. Chwilę potem karteczka została mi zabrana a ja stałam wtulona w Alexa. Nie mogłam w to uwierzyć taki chłopak mnie tulił, ktoś kto nigdy nie powinien zwrócił na mnie uwagi. Chłopak w którym się zakochałam, tak nie mogłam okłamywać samej siebie kochałam go, od początku mnie coś z nim połączyło i mimo iż prawię go nie widuje brakuje mi jego całego. Zaraz potem rozpłakałam się na dobre.
-Csii... All.. Będzie wszystko dobrze -po czym poczułam coś delikatnego na czole, spojrzałam w górę. Jego różowe mięciutkie usta, złożyły buziaka na moim czole. Mimo iż łzy mi leciały strumykami, uśmiechnęłam się, uśmiechnęłam się do tego chłopaka. Do chłopaka przy którym cały czas chcę się uśmiechać. 
-Ja pójdę już do domu.. -powiedziałam niepewna po czym wyślizgnęłam się z objęć chłopaka.
-Odprowadzić cię? -zapytał, Tom cały czas się wszystkiemu przyglądał.
-Nie -uśmiechnęłam się szeroko, wciąż czując jak łzy spływają mi po policzkach -dojdę sama -już chciałam wychodzić kiedy przyjaciel złapał mnie za rękę.
-Jesteś pewna? Odprowadzimy cię.. -martwił się, widziałam to po nim.
-Wiem jak dojść do domu -jeszcze raz się uśmiechnęłam.
-To może chociaż przyjedziemy potem sprawdzić jak się miewasz? 
-Dobrze -wyszłam już bez słowa, zatrzaskując za sobą drzwi. Rozpłakałam się bardziej, wiedziałam że mogłam zostać, wciąż się do niego tulić.. Ale głupia musiałam zrobić inaczej. 
Gdy byłam blisko domu, poczułam ból w tyle głowy, a potem już nie czułam nic. Pustka.


19 października 1798r.
Łapacze powrócili, nie wiem co mam robić. Stanowią poważne zagrożenie dla naszej rasy. Śmierć tym razem nabiera znacznie inne znaczenie. Myślałem, że ich pokonaliśmy, że jesteśmy bezpieczni, że nigdy nie powrócą. Bezpieczna bańka mydlana prysła, teraz rodziny będą się bać o swoje małe córeczki, które będą narażone na potępienie i utratę nieśmiertelności. Brudni są blisko nas..
Podążam z wioską która wciąż ucieka od nich przemieszczając się z dnia na dzień. Na początku dawało to duże szanse na przetrwanie, lecz oni szybko się uczą, stanowczo za szybko. Ta jedna rasa oddana przez Boga diabłu, nigdy nie zrozumiem dlaczego pan tak postąpił. Diabeł nie szczędzi nam przykrości, jego poddani są potężni i niewielu z nich przyjmuje szlachetną, czystą krew którejś rasy. Nie wyobrażam sobie życia pośród nich, krzywda innych przeraża mnie, a oni robią to na co dzień. 
Nie wiem co teraz robić, miałem odłączyć się od osady w ciągu tych kilku dni gdy dotrzemy do jednego z ważnych miejsc dla mnie do przeszukania, ale teraz wszystko się zmieniło. Nie mogę pozbawić ich obrony którą mogę zaoferować. To by było wbrew moim zasadom. Myślę, iż wymyśliłem już w miarę dobrą taktykę by pokonać tych kilku łapaczy, by ta niewielka osada miała spokój na jakiś czas, a ja mógł wyruszyć na swoje poszukiwania.
Codziennie modlę się do Boga o spokój i bezpieczeństwo dla mych siostrzyczek, które na pewno znajdę i już zawsze będą bezpieczne. 
Kyle Moore 

1 komentarz:

Obserwatorzy