niedziela, 7 września 2014

Rozdział 22

Szybko znalazłam się w domu podwieziona samochodem Alexa. Nie rozumiałam dokładnie dlaczego tak by miało być. Wciąż zadawałam se pytanie dlaczego? Nie chciałam tego tak zostawiać, miałam jego adres. Chciałam tak zajść któregoś dnia i jeszcze o wszystko wypytać.
7.03.2012
Tym razem to nie ja od czegoś uciekam a Tom, ucieka ode mnie. Nie jestem mała dziewczynką umiem sobie radzić, umiem pomagać też innym. Chce mu pomóc. Opowiedział mi dziwne historie, mało z tego zrozumiałam, ale czuje się inaczej niż zwykle. Spotkam się z nim jeszcze w tym tygodniu. Dziś też widziałam Aleksa jest coś co bardzo mnie do niego ciągnie, co natomiast muszę kryć w sobie. On jest taki tajemniczy, daleki, niedostępny, nie mój.
Kolejny poranek w którym muszę wstać i żyć. Od wczoraj zaistniała we mnie jakaś straszna melancholia której nie mogę się pozbyć, wciąż myślę o tym co powiedział mi mój przyjaciel.
Usiadłam na końcu klasy w ławce przy oknie, dziś nie było niebiesko-włosego kolegi z klasy. Przesiedziałam przez wszystkie lekcje niemal nieruchomo ciągle patrząc w okno. Co z kolei było dziwne gdyż żaden nauczyciel nie zwrócił mi uwagi czemu nie skupiam się na lekcji. O godzinie 17 gdy skończyły się lekcje wciąż nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nigdy jakoś nie miałam takiego humoru. Ze szkoły wyszłam później niż inni, stałam przy swojej szafce na parterze patrząc jak ostatni uczniowie opuszczają szkołę. Wyszłam niemal ostatnia. Przed szkołą stał Mike, niebieskooki i włosy kolega z klasy. Mimo tego, iż widziałam go jeden dzień jego poważna mina mnie przerażała. Oglądnęłam się za siebie, nikogo nie było, w głębi duszy liczyłam, że to nie na mnie czeka. Pomyliłam się.
-Alicja -powiedział równie poważnym głosem jak jego spojrzenie, spojrzałam na niego odrywając oczy z chodnika, z nadzieja, że wyglądam strasznie. -Musimy pogadać.
-Nic nie musimy -otworzył drzwi od samochodu.
-Wsiądziesz po dobroci i pogadamy, albo przestane być miły -zrobił krzywy uśmiech po czym znów przybrał poważną minę.
-To mi brzmi jak groźba.
-Bo to jest groźba, wsiadaj -chyba wiedział, że nie będę się sprzeciwiać. Usiadł za kierownicą i czekał, aż wsiądę. Nie miałam i tak nic do stracenia, wsiadłam do tego samochodu. Mike ruszył z piskiem opon nawet na mnie nie spoglądając. Nie odzywał się, ja też nie miałam zamiaru. Po pół godziny jazdy byłam daleko od miasta, na pustkowiu. Co mam na myśli poprzez pustkowie? Ogromny teren pośrodku lasu gdzie na środku było jedno drzewo a wokół niego trawa i coś jeszcze, a tak to aż do skraju lasu nic, kompletnie nic, sucha ziemia.
-Co my tu robimy? -wysiadł z samochodu zatrzaskując drzwi za sobą, a ja w ślad za nim. Podszedł do skraju lasu po leśnej drodze, po czym się zatrzymał. Nie wszedł na ta pustą przestrzeń, stał jeszcze w lesie. -No co my tu robimy? -podeszłam do niego, wciąż na mnie nie patrzył.
-Widzisz tamto drzewo?
-No chyba ślepa nie jestem -spojrzał się na mnie i zaśmiał.
-Musisz się tam przejść i coś dla mnie przynieść, rośnie tam sporo kwiatów a ty musisz przynieść mi czarny, niebieski i biały -spojrzał na mnie z góry, był wyższy.
-Czemu sam nie pójdziesz?
-Nie mogę, jest wiele powodów dla których nie mogę -roześmiał się -leć -momentalnie znalazł się za mną i popchnął mnie do przodu.
-Jesteś porąbany, niebieski cały i porąbany -gdy krzyczałam na niego stojąc już na tym dziwnym polu poczułam za sobą coś dziwnego, gdy się odwróciłam za mną nic nie było, spojrzałam na Mike. Stał z dziwną minął.
-Czujesz to? -zapytał, ale tak naprawdę widziałam w jego oczach, że zna odpowiedz i jej nie oczekuje. Momentalnie poczułam się dziwnie a zaraz świat zaczął wirować. Straciłam przytomność.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy